Zdarzenie miało miejsce w ubiegłym roku podczas Rajdu Nikon.
Z tego względu, że mieszkam praktycznie przy jednym z odcinków rajdu (w Dziećmorowicach) doskonale znamy okolicę i wszystkie "skróty" którędy można dostać się na ciekawy fragment oesu. Jest jeden skrót w Walimiu - drogą za starym cmentarzem. Droga jest utwardzona ale usłana kamieniami i...kończy się po 100 metrach. Dalej pole z metrową trawą. Razem ze znajomymi (mam Uno 1.4 - w aucie 4 osoby) pędziliśmy na pierwszy odcinek rajdu - na słynną walimską patelnię. Własnie tym skrótem.. wbijamy się w zarośnięte pole (trawa na wysokość wzroku kierowcy). Mielimy jak jakiś kombajn

z daleka ktoś mógł pomyśleć , że koszą pole

. Pędze tym polem pod górkę (kąt około 40 stopni) i nagle koła zaczynają się ślizgać (co dziwne-dwa miesiące wcześniej jechałem tędy na Elmot i wjechałem bez problemów na sam szczyt-aż pod słynne nawroty). Uno zasapane staje w pewnym momencie-no to załoga wyskakuje a ja próbuje sam z rozpędu. Gaz w podłogę autko już zdaje się wjedzie...buuuuu. Stoję w tym samym miejscu. Okej - wysiadam, wszyscy biorą swoje rzecz i resztę dorgi na piechotę-delikatnym truchtem. Ledwo wysiadliśmy z auta, a spod maski kłeby białego, gęstego dymu!! O kurw... Wszyscy stają i wiecie co, nie ma reakcji (nawet ja jako właściciel auta) w stylu "auto się popsuło" tylko "czym my teraz będziemy jeździć po oesach!?!?!?!" Otwieram maskę a tam woda w chłodnicy jak z indiańskiego ogniska! Zoastawiamu Uno i na odcinek.
W między czasie rozkminiliśmy, że wiatrak na chłodnicy się wogóle nie włączył i...że musimy zrobić tak, żeby to ciepło inaczej ostudzić

Więc pomysłowa ekipa przy temperaturze 30 stopni w cieniu postanowiła włączyć na maksa ogrzewanie, żeby gorąc miał gdzie uciekać i woda znów się nie gotowała

Wyobrażacie sobie cały dzień po oeasach z nastawionym na full ogrzewaniem przy upale za oknem

No... ale czego się nie robi dla rajdów
