

Ja miałem taką wczoraj. Kumpel chciał kupić malucha 900ccm. Na allegro było kilka opcji. Jedna była w Jeleniej Górze ale okazała się niewypałem. Kumpel zniechecił się do takiej wersji kultowego maluszka. Az tu nagle wczoraj stwierdzilismy, ze jedziemy po Maluszka do Gdańska (przypominam, iż mieszkam w Gliwicach). Zabraliśmy po termosie z kawą do plecaka, kilka kanapek i heja na PKP do katowic i do Gdańska. 11 Godzin w zatłoczonym nocnym pociągu. W Gdańsku ogladanie maluszka i podpisanie umowy. Od razu wsiadka do autka i z powrotem do Gliwic. Dodam też, że Maluch tem ma krótką skrzynie kałuży i jechaliśmy non stop 70km/h w wielkim hałasie (skrzynia taka strasznie wyje). Załatwiliśmy wszystko w niecałe 24 godziny.
Rodzice nam powiedzieli oczywiście, że nas pogięło i w ogóle. I się sam zastanawiam, czy takie coś jest normalne? czy to już choroba rajdowa, z której ciężko się wyleczyć?
