Dakar Rally 2007

...co w świecie WRC piszczy

Moderator: SebaSTI

Postprzez mototom » piątek, 26 sty 2007, 13:13

Jakby mieli ograniczać kasę to odrazu by się wycofali.
Avatar użytkownika
mototom
A6
 
Posty: 1996
Dołączył(a): środa, 4 gru 2002, 22:48
Lokalizacja: Warszawa


Postprzez GrzegorzChyla » piątek, 26 sty 2007, 22:40

parę ciekawostek wyciągniętych z danych pobranych z www.dakar.com

start z Lizony:
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-lisbon.jpg

OS 1
http://czajla.republika.pl/2007dakar-os1.jpg

OS 2:
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-os2.jpg

biwak przed os 2:
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-biwak1.jpg

Malaga - ładowanie na prom:
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-malaga.jpg

pierwszy dzień w Afryce - widać że jeden motocyklista się obraził i pojechał
do domu :-)
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-day3.jpg

pierwszy biwak w Afryce - srednica ok. 400 metrów
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-biwak3.jpg

etap 4 - widać że kilku zawodników pojechało prosto ze startu na metę etapu
(nr. 68, 199, 101, 532, 469, 382)
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-day4.jpg

kluczowy fragment wczorajszego oesu - żółty kolor pokazuje że wielu
zawodników spędziło więcej czasu w tym miejscu:
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-os4.jpg

OS 7 - Gordon (niebieski) i Sousa (czerwony) zabłądzili
http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-os7.jpg

http://czajla.republika.pl/dakar/dak2007-os13.jpg
Kolor zielony: Coma
kolor jasnoniebieski: Czachor
kolor czerwony: francuz Montenaud
kolor niebieski: wszyscy inni zawodnicy razem

przy czym w chwili wypadku Comy Czachor był na samym szczycie tego 'cypelka'
w lewo - czyli najbardziej na zachód, a potem przejechał około 1500 metrów
od Comy.

pochodzenie obrazków: połączenie mojej wiedzy w tematach: rajdy, gps i programowanie. Trochę pracy, 120 MB danych z trackingiem.

Grzegorz Chyła
GrzegorzChyla
N3
 
Posty: 378
Dołączył(a): środa, 20 sie 2003, 08:31
Lokalizacja: Wrocław / Pęgów

Postprzez Gucio » sobota, 27 sty 2007, 14:05

Dobra robota Panie Grzegorzu :)
EOS 7D,400D/50 1.8/17-50 2.8/70-200 F4 L/580EX II :mrgreen:
http://www.image-sport.net moja stronka :)
Leszek!!
Avatar użytkownika
Gucio
S2000
 
Posty: 3508
Dołączył(a): poniedziałek, 2 maja 2005, 23:54
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez xander » sobota, 10 lut 2007, 03:37

Dakar 2007 oczami Hołka - świetny tekst z wm.pl

Hołowczyc: Bóg mnie wysłuchał
2007-01-27

Jedzie człowiek po pustyni i zawodzi go wszystko i wszyscy. Gdzie szukać sił, gdzie ratunku? Odwołania do sił najwyższych? Hołowczyc przyznaje się, że modlił się do Boga, a on go wysłuchał.


- W Afryce zmienia się człowiekowi optyka, nabiera szacunku do świata. To jest naprawdę niesamowite - mówi olsztyński kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc, który parę dni temu wrócił z Rajdu Dakar. Co tam jest ważne, jak się odnaleźć na pustyni w aucie, w które człowiek wsiadł dobrowolnie, by pędzić po zwycięstwo?

- Byłem niedawno w telewizji, trochę pudru mi wpadło do nosa i już mnie na kichanie brało. A tam? Co dwadzieścia minut trzeba przecierać wskaźniki na tablicy, bo nic nie widać. A jak co chwilę wycierasz, to się orientujesz, ile tej gorącej pustyni wchłaniasz do płuc. Klimatyzacja? Fajne słowo. W Dakarze elektryczną wersję mieli kierowcy w fabrycznych Volkswagenach, w Mitsubishi rozwiązali to na zasadzie inteligentnych nawiewów, do oddychania i i chłodzących dolne partie ciała.

Pozwalają jeździć w krótkich spodenkach? - Nie ma szans, normalne kombinezony. Organizatorzy zgodzili się jedynie na bawełniane koszulki, zamiast tej strasznej bielizny rajdowej. Na początku jest w kabinie fajnie, cieplutko. W Maroku jakieś 30-40 stopni, w Mali i Senegalu już czasami przeskakuje na 60. Człowiek się poci, jest cały mokry, a organizm nie jest głupi i ciągle domaga się wody. Więc się pije. I znów poci.

Wiesz, gdzie masz kości, jedna po drugiej

Boli coś na rajdzie? - Wszystko. Jak jedziesz samochodem po wertepach dziesięć godzin, to czujesz wszystkie kości. I wiesz gdzie je masz, jedna po drugiej. Ale w ferworze walki nic nie przeszkadza. Poza tym ja lubię, jak jest długo. Mnie najbardziej pasują takie odcinki po 450-500 kilometrów. Wtedy w końcówce inni odpuszczają, a ja dokładam. Ja poza tym lubię być bardziej myśliwym, niż zwierzyną. Wcześniej, w rajdach do mistrzostw Polski czy Europy, to ja uciekałem, a inni mnie gonili. Teraz bywa odwrotnie. I mnie to zdecydowanie bardziej pasuje. Ja mam taką konstrukcję, że ja bym tam wrócił teraz. Zaraz. Natychmiast. Wsiadłbym w samolot i poleciał do tej Afryki walczyć o metę i wynik. Nie o widoki, choć te też są momentami przepiękne. Kiedyś wyjeżdżamy zza zakrętu i widzimy karawanę. Nomadowie, ojciec przewodnik na wielbłądzie z przodu, rodzina z tyłu, dzieci się bawią na takiej platformie. Hamujemy i widzę w oczach tego afrykańskiego człowieka takie nieme pytanie. On patrzy i pyta: Gdzie ty się tak człowieku spieszysz i po co? Słońce pali, on stoi i pyta. Jean-Marc Fortin, mój belgijski przyjaciel i pilot powiedział mi wtedy: To jest widok na resztę mojego życia.

Przyjeżdża "trupiarka" i zbiera tych, co nie chcą umrzeć

Myślenie na pustyni? - Czasami straszna sprawa. Jak nam się na ósmym etapie urwał tylny most, gdy czekaliśmy na naszą ciężarówkę serwisową T4, mieliśmy dużo czasu, zastanawialiśmy się co robić. Tylne zawieszenie było zdemolowane na maksa, nie było cienia pewności, że to się uda naprawić. I podjęliśmy z Jean-Markiem decyzję, że stajemy do walki z Afryką, że naprawiamy. Chłopcy z T4 zrzucili nam części, które mieli i ruszyli w drogę, bo gdyby z nami zostali, to nie zdążyliby na czas i nie byłoby ich w dalszej części rajdu. Zostaliśmy sami na pustyni ze świadomością, że może się nie udać. I wtedy przyjechała "trupiarka", auto z napisem "koniec wyścigu", takie, które zbiera tych, co nie chcą umrzeć na pustyni. I zaczęli nas namawiać, żebyśmy sobie odpuścili i wsiadali. A kiedy podsunęli nam do podpisu papier, że jesteśmy świadomi i bierzemy odpowiedzialność za swoją decyzję, zrozumieliśmy, że to jest decyzja, której nie musieliśmy nigdy podejmować.

Bo gdyby się nam nie udało, to zostalibyśmy na pustyni na kilka dobrych dni i może mielibyśmy szczęście i ktoś by nas w końcu znalazł. A może nie. Ja byłem pewny, że tego chcę, Jean-Marc spojrzał mi w oczy i już wiedziałem, że się zdecydował. Zaczęliśmy szukać pojemników z wodą, wyszło, że mamy jakieś trzy litry, a w połączeniu z tym co było w spryskiwaczu do szyb, nieważne ze spirytusem, jakieś 10 litrów. Mogło starczyć. Pracowaliśmy przy aucie jak oszaleli, wstawialiśmy do tego urwanego tylnego zawieszenia nie to co było potrzebne, ale to co było pod ręką. I udało się. Gdy wreszcie ruszyliśmy, gdy po paru godzinach zaczęliśmy doganiać na pustyni pierwsze auta, wiedzieliśmy, że żyjemy. I znów jechaliśmy jak wariaci, z taką prędkością, z jaką dało się tym autem jechać. Potem Jean-Marc mi się przyznał, że się odlał na siedzenie. Nie, nie ze strachu, z troski o czas. O te kilka minut dakarowego ścigania. Popatrzyłem na niego, jak na głupiego, a on się tylko uśmiechnął: "Widziałem, że złapałeś rytm, a na zapachy przyjdzie czas. Poczułeś coś?" Taki jest ten Jean-Marc kopnięty na punkcie ścigania, tak samo jak ja. Zapachy na Dakarze to nie jest miła sprawa. Mieliśmy z Jean-Markiem po pięć kombinezonów, na początku nam murzyni prali. Sto pięćdziesiąt dolców za cztery kombinezony, taka była stawka. Ale potem, z czasem, one się nie bardzo nadawały do prania. Coś tam praliśmy, jak były siły. Inne stawki? Usłyszałem, że team wynajął willę w Mauretanii, takie trzy pokoje, w których spaliśmy na podłodze. 2800 dolarów za to zapłacili. Tam ludzie żyją do rajdu do rajdu. I czekają z roku na rok, na takie szanse.

Najgorzej gdy jedziesz, a żołądek podchodzi ci do gardła

Co się robi w aucie w czasie dziesięciogodzinnej podróży po pustyni? Jest przecież mnóstwo czasu na rozmowy o polityce, o córce, która fajnie się uczy. Albo o tym co już było i co jeszcze będzie? - Bez żartów - mówi "Hołek". - Nie ma na to żadnych szans. - To z daleka tak tylko fajnie wygląda. Ale ja przecież tam zapieprzam po tej pustyni jak tylko mogę najszybciej. Oczywiście, w danych warunkach. Pewnie, że są takie partie, jak te na zaschniętych jeziorach, gdzie jadę sobie jak gość 170 km/godz. Ale i wtedy jest praca - jest okazja dokładnie popatrzeć na wszystkie wskaźniki, uruchomić discplaya i dowiedzieć się co mówi komputer. Normalna robota. Trzeba mieć świadomość, że w każdej chwili coś się może zdarzyć. Najgorzej, gdy jedziesz nocą prze pustynię. Jedziesz i nie wiesz, co jest za szczytem wydmy. Czy tam jest przepaść, czy łagodny stok? Jedziesz i zgadujesz. Żołądek ci podchodzi do gardła i wypatrujesz, czy coś przed wydmą nie leży. Gdy my się tuż przed końcem wysypaliśmy "przez głowę", to Jean-Marc zaraz pobiegł z urwaną kratą i położył ją sto metrów wcześniej, żeby wszyscy wiedzieli, że gość za wydmą leży. Miałem do siebie o ten wypadek straszne pretensje. Ale podszedł do mnie zwycięzca tego rajdu, Stephane Peterhansel i opowiedział mi, że miał w tym miejscu "jokera rajdu", że myślał, że to jest scena kończąca. Bo leciał przy prędkości 100 km/godz. pionowo, a potem odbijał się dziobem od ziemi. "Nie miej chłopie do siebie pretensji, to jest Dakar" - usłyszałem.

Bo korek był za twardy, trzy dolary dobry kosztował

Jedzie człowiek po pustyni i zawodzi go wszystko i wszyscy. Gdzie szukać sił, gdzie ratunku? Odwołania do sił najwyższych? Hołowczyc przyznaje się, że modlił się do Boga, a on go wysłuchał. Na promie z hiszpańskiej Malagi do Maroko, na początku rajdu, kiedy popsuła mu się pompa wodna, myślał, że to już koniec. Naprawił jak umiał, posklejał i... przyjechał 500 metrów, a temperatura znów się podniosła do 110 stopni. - I wtedy się modliłem: Panie Boże, nie rób mi tego, to mój trzeci Dakar, miał być taki ważny. Ja już będę dobry. I znów posklejaliśmy i... dojechaliśmy do mety. 60 kilometrów. To jest mój dowód na istnienie Boga. Co trzydzieści-czterdzieści minut musieliśmy się zatrzymywać i dolewać wodę do chłodnicy. Opanowaliśmy to do perfekcji. Gdy na zegarze było 93 stopnie, zatrzymywaliśmy się i laliśmy wodę. Powolutku, cierpliwie, ciurkiem, powoli, żeby nam głowica nie pękła. Słynny Belg Gregoire de Mevius mówił potem, że to cud, że nikt by tego auta nie doprowadził do mety. Kiedy po następnym etapie, na którym zajęliśmy siódme miejsce, znów nam się zepsuła pompa, w fabryce Nissana, w RPA w Rosslyn, wrzucono taki sam silnik na hamownię. I po kilkunastu godzinach wiedzieli, że korek sprężyny w pompie jest niedobry. Że za twardy jest po prostu. Trzy dolary kosztował inny...

Stałem się dakarowcem, wcześniej byłem szybkim chłopcem

Hołowczycowi, gdy był w Afrcye, kibicowało w Polsce, na Warmii i Mazurach i w Olsztynie, mnóstwo osób. Czy człowiek czuje takie wsparcie, czy ma tego świadomość. - Ona jest, ale rośnie, gdy docierają do ciebie sygnały. Kiedy po tej nocy z naprawą zawieszenia, po szaleńczej jeździe z końca stawki i wyprzedzaniu na wariata, przyjechaliśmy na 13. miejscu, zadzwoniła do mnie żona. I powiedziała, że przyszedł do domu mój kolega ze szkoły średniej, ksywa "Szuwar". On mi pomaga w zabezpieczaniu trasy, gdy trenuję. I powiedział do Dany tak: Ty powiedz "Hołkowi", że ja mu już do końca życia będę trasę zabezpieczał. Zawsze.

Wiem, że ludzie byli ze mną. Że czekali przy tych komputerach, że patrzyli na międzyczasy. Ja sobie zdaję sprawę, ale nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie ma to dla mnie znaczenie. Między innymi to mnie pcha do kolejnych Dakarów. Do tego, żeby pokazać w świecie, że Polak też może być szybki, że da radę. Teraz wiem, że ten Dakar wcale nie był taki zły, jak może się wydawać. Jacek Czachor, motocyklista i kapitan naszego Orlen Teamu powiedział mi na mecie, gdzie chodziłem smętny, że na tym rajdzie stałem się wreszcie dakarowcem. Że wcześniej byłem tylko szybkim chłopcem. Coś w tym jest. Bo tam nie jest sztuką dobrze jechać, tam trzeba wytrzymać stres, tam trzeba umieć naprawić auto i wymyślić, żeby zapasowe amortyzatory z przodu dać do tyłu i ustawić je na maksymalną twardość, tak żeby choć przypominały te tylne, których już nawet serwisowa ciężarówka nie ma. Tam trzeba umieć spać po dwie-trzy godziny. Fantastyczne jest to, że jak człowiek jest zmęczony, to śpi wszędzie i świetnie. Ja na przykład znakomicie spałem przy agregacie prądotwórczym w naszym obozie. Jego szum normalnie jest nie do zniesienia, mnie dawał ukojenie.

Czy kibice chcieliby, żebym jechał na 30. miejsce?

Po tym rajdzie, każdy kto się zna na motorsporcie na pewno już wie, że jesteśmy coś warci. W imprezie startowało 18 aut fabrycznych i 30 takich jak nasze. I pewnie moglibyśmy być na mecie, jadąc sobie spokojniutko, na 30. miejscu. Tylko jest pytanie, czy nasi kibice chcieliby, żebyśmy jechali na 30. miejsce? Albo na 20.? Ja na pewno nie, ja bym chciał zwyciężać. Dlatego tak się tam wkurzałem. Czachor mi powiedział: "Hołek", ja jestem po raz ósmy na Dakarze, ale dopiero na czwartym zrobiłem pierwszy przyzwoity wynik. Jeśli myślisz, że ty tu nic nie pokazałeś, to jesteś frajer. Parę razy byłeś w Eurosporcie, a tam nie pokazują byle kogo. Rzeczywiście. Był taki moment w Dakarze, kiedy jechałem przed słynnym Francuzem Lukiem Alphandem. Dogonił mnie, przepuściłem go. Gest pod publiczkę? Bzdura. Ja jestem po prostu fair, taki mam sportowy charakter. Gość walczył o zwycięstwo w rajdzie, ostatecznie był drugi. Dla niego ta stracona minuta mogła być ważna, dla mnie też, ale przecież mniej. Alphand po tym etapie podszedł do mnie i pogratulował mi postawy. "Widziałem, że byłeś szybki, bo wiem jak długo cię goniłem".

Przecież musisz wiedzieć, przez co jedziesz

Co mi daje kopa do tego rajdu? Ja go chcę wygrać i tak sobie myślę, że jeśli przez najbliższe dwa lata pokażemy charakter, to zapukamy do jakiejś fabryki z argumentami. I powalczymy o zwycięstwo. A jeździł będę tak długo, jak długo będę miał radość z jazdy. Bo najlepszy w tym wszystkim jest ten moment, kiedy starter odlicza: 6, 5, 4, 3, 2, 1 i jazda. I naciskasz gaz i startujesz. I auto przechodzi z biegu na bieg i jak mam już szóstkę, to czuję, że żyję. Oddycham wtedy całymi płucami, a auto wydaje takie cudowne dźwięki. I przy jeździe, i przy dohamowaniach. Kocham to, to jest filharmonia. Dlatego nikt mi nie wmówi, że jeżdżę dla kontraktu, dla pieniędzy. Nigdy nie podpiszę żadnego papieru, jak mi ta melodia zbrzydnie.

Przed przyszłym Dakarem chcę pojechać na rajd Dubaju, Tunezji, albo Egiptu. Na pewno sam pojadę do Afryki na dwa tygodnie i będę się uczył pustyni. Patrzył gdzie piach jest twardy, gdzie miękki, jaki ma kolor i skąd wieje wiatr. Bo w Afryce często się widzi tubylców, którzy przemykają przez wydmy tymi swoimi śmiesznymi autkami. Pach, pach i już gościa nie ma. A ty jedziesz i się zakopujesz po uszy, bo nie wiesz przez co jedziesz. A przecież musisz wiedzieć.
Obrazek
Avatar użytkownika
xander
N2
 
Posty: 180
Dołączył(a): wtorek, 4 sty 2005, 15:59

Poprzednia strona

Powrót do Mistrzostwa Świata

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron