Świetny tekst ze strony
http://www.supersprint.prv.pl:
Tak się złożyło, że miałem okazję spenetrować Odcinki Specjalne Rajdu Niemiec 2003. Spodziewałem się oczywiście ogromnych wrażeń, ale to, z czym się zetknąłem „od kuchni” mogę tylko określić: niesamowite!! W ciągu lat poznałem wiele rajdów, eliminacji Mistrzostw Niemiec, Pucharu Niemiec jak i Mistrzostw Polski – zarówno jako zawodnik jak i widz, ale to, co zobaczyłem w dolinie Mozeli nieco mnie zaszokowało. Objazdu OS-ów dokonywaliśmy za pomocą poważnego sprzętu: Subaru Impreza STi. Na jego temat mogę powiedzieć tylko jedno – nie nadaje się do szybkich, dalekich przelotów autostradą! Jeśli komuś się zdaje, że może wykorzystać jego potencjał do szybkiego przemieszczania się na dużych odległościach – to się myli. My przeżyliśmy moment zaskoczenia już po przejechaniu ok. 200 km: prawie pusty bak. Po zdecydowanym przekroczeniu 200 km/h spalanie wzrasta grubo powyżej 20 l/100 km. Aby uzyskać przyzwoitą średnią prędkość na dłuższych trasach należy jechać powściągliwie, w przeciwnym wypadku częste tankowania przekreślą każdy ambitny plan, nie wspominając o zawartości kieszeni. Ale za to jest to maszyna „urodzona” do ekstremalnie sprawnego pokonywania krętych dróg, w szczególności górzystych. Moment obrotowy przekazywany na koła, niezależnie od wybranego przełożenia, jest fenomenalny – po prostu zmienia skalę czasu – człowiek ma skojarzenia z teorią względności starego Einsteina. Centrum rajdowe mieści się w pięknym, starym mieście Trier, blisko granicy z Luksemburgiem. Odcinki Specjalne tegorocznego Rallye Deutschland skumulowane są w dwóch grupach: cztery zlokalizowano w dolinie Mozeli, niedaleko Trier, wśród słynnych tamtejszych winnic, pozostałe w odległości ok. 50 km, w okolicach miasteczka Sankt Wendel i na terenie poligonu amerykańskiego garnizonu, tuż przy miejscowości Baumholder, w tym dwa królewskie, 35 kilometrowe OS-y zwane Panzerplatte-Ost i Panzerplatte-West. W sumie 10 Prób powtarzanych jednokrotnie, Panzerplatte-Ost przejeżdżana tylko raz podczas pierwszego etapu i „Micky Mous wyścig” w St. Wendel, razem 22 OS-y. Mozela, w swojej pewnie parę milionów lat liczącej „karierze”, wyżłobiła niesłychanie malowniczą, romantyczną dolinę o głębokości paruset metrów, schodzącą do wijącej się jej dnem majestatycznej, ciemnozielonej rzeki pofałdowanymi, stromymi (nachylenie ok. 70◦) stokami. Są one pokryte na przestrzeni wielu kilometrów gajami winogron. Plantacje te to ciągnące się w nieskończoność równiutkie rządki drzewek winnych, wysokich na jakieś 1,5 m, ułożonych perfekcyjnie w linie proste od dołu do szczytu. By móc je uprawiać, przecięto zbocza winnic plątaniną wąziusieńkich dróżek, które „u Niemca”, a jakże, zostały pokryte asfaltem. Dla pokonania stromych zboczy, dróżki te, zaczynając się od trochę większej drogi, biegnącej wzdłuż brzegów rzeki, rysują kształt nieźle dzikiego zygzaka wspinającego się stopniowo, wyeksponowanymi półkami, coraz wyżej, aż do szczytu doliny. Powstały one naturalnie, nie są więc, jakby ktoś mógł pomyśleć, proste – tworzą setki krzyżówek, rozwidleń, zakrętów i nawrotów. Często, gdy jest już na górze, nieopatrznie zagubiony tam kierowca zaskakiwany jest najbardziej nieprawdopodobnym, niemożliwym do pokonania nawrotem o niespełna 180◦, z „dziobem” samochodu zawisłym nad przepaścią, ziejącą tuż za krawędzią wąziutkiego asfaltu. Trzeba sobie wyobrazić, że nawroty zygzaka tworzonego przez drogę ułożoną na stromym zboczu odwzorowują ciasny kąt nie tylko w poziomie, ale i w pionie. Tak więc, gdy dojeżdża się do nawrotu, należy pokonać nie tylko prawie 180-stopniowy zakręt lecz także wspiąć się (lub „spaść”) na wyższy (albo na niższy) poziom. W rajdowej jeździe będzie to bez wątpienia wywoływać niesłychane naprężenia skrętne na karoserię samochodu, ale przede wszystkim na torturowane w ten sposób mechanizmy napędowe aut „czteronapędowych”. Źle to wróży N-kom. Dodam jeszcze, że OS-y w winnicach jak na warunki Mistrzostw Świata nie należą do bardzo długich: ok. 15, 16 do 20 km. Ale na pewno nie będą bez znaczenia. Odcinki w okolicach St. Wendel mają inny charakter. Część z nich została wytyczona na drogach państwowych 3-ciej klasy, ale przynajmniej są to drogi komunikacyjne a nie, jak w dolinie Moseli, zabezpieczone zakazami wjazdu dróżki gospodarcze. Przypominają one nieco fragmenty Elmotu albo Wisły – szybkie, biegnące wśród zielonych, łagodnych wzgórz; najkrótszy liczy ok. 12 km, inne dochodzą do 20-tu. Pozostałe OS-y to szerokie, piekielnie szybkie, betonowe drogi „czołgowe” na poligonach. Ale nie kojarzcie ich sobie z betonem niemieckich autostrad, Owszem, są pozbawione dziur i wyrw (w końcu to Niemcy), ale ich chropowata nawierzchnia została zdarta gąsienicami czołgów, jest więc pokryta warstwą jakby betonowego miału i kamyków. Często gęsto spotyka się fragmenty szutrowe lub piaszczyste, lecz zawsze twarde (więc tak czy owak jednak „cięty” slick). Wszystko jest rozległe i szerokie – a więc bardzo szybkie i cudownie widowiskowe. Byłoby nawet dość bezpieczne, gdyby nie zamiłowanie wojska do ozdabiania krawędzi dróg „przedpotopowymi” głazami. By dokonać w miarę solidnego zapoznania, trzeba było poświęcić ze dwie-trzy godziny na kilkunastokilometrowy odcinek, zdołaliśmy nawet spenetrować niektóre fragmenty OS-ów na terenach wojskowych, jednak większość z nich to „zaklęte rewiry”. Poza tym – najlepiej zobaczcie sami! Jeśli tam nie byliście, to nie potraficie sobie tego wyobrazić.
Marek Dobrowolski.
Odszedł wielki kierowca, jeden z największych, jacy kiedykolwiek pojawili się w polskich rajdach...
ryspol.net.pl