przez rallyholic » czwartek, 29 lis 2007, 21:53
W końcu znalazłem chwilę czasu, wiec postanowiłem napisać o moich wrażeniach po odwiedzinach na Rally Ireland. Ogólnie to mieszane odczucia. Na pogodę to nie ma co narzekać, typowo wyspiarska - wiadomo było że opalenizna nam nie będzie zagrażac. Jak nie padało to mżyło i tak w koło Macieja. Fajnie było zobaczyć znowu kupę wurców w akcji. Zabezpiecznie było naprawdę na dobrym poziomie, czasami do przesady. Z drugiej strony patrząc dużo roboty safeciarze nie mieli, bo każdy wie jaka jest mentalność Iroli. Kibiców z zagranicy było jak na lekarstwo, w sumie to widziałem tylko jedną kilkuosobową grupę upojonych Finów oraz nielicznych Hiszpanów. O Norwegach ni widu ni słychu. Polaków najwięcej było na ostanim oesie - Mullaghmore. Ogólnie, moim zdaniem rajd nie był pod kibiców. Dojścia do odcinków były przesadnie długie, czasami zbliżone do 3-4 km. Brak jakichkolwiek wytyczonych ścieżek dla kibiców. Istna gehenna, skoki przez płoty, żywopłoty, spacer po łąkach (czytaj bagnach). Bez gumaków, czy konkretnych wodoodpornych butów nie dało się przejść (np. na Walii ścieżki są wytyczone, a błotniste przejścia wyłożone trzciną). O spacerku wzdłuż oesu trzeba było zapomnieć, chyba, że ktoś ma mistrzostwo świata w przełajach. Dojazdówki między osesami też nie należały do najprzyjemniejszych, kręto, wąsko, ale to przecież teren prawie górzysty. W sumie w czasie rajdu klepneliśmy autem prawie 1700 km. Co do występu lokalnych matadorów w wurcach, to skwitować można krótko, dużo szmalu, dobry sprzęt, a umiejętności byle jakie.Według mnie to był pierwszy i zarazem ostatni Rally Ireland w kalendarzu. Nasz Polski nie ma się naprawdę czego wstydzić. Jak już ktoś chce się wybrać na rajd na wyspach to tylko Rally Wales GB. Mimo wszystko fajnie było tam być!
Pozdry
"life's hard, rally is harder"