Sobota: Na pierwszym przejezdzie bylem na pierwszym zakrecie, gdzie zaczelo rzucac Matuszyka, troche polatal po drodze, ale sie wybronil. Na drugim przejezdzie bylem na PO7. Matuszyk polecial na blokach w barierke, a nastepnie przodem uderzyl w drzewo. Za barierka wlasnie w tym miejscu stalo kilka osob, jeden ze strazakow zostal trafiony i polecial (doslownie) do rzeki, ktora byla nizej. Wszedzie pojawilo sie duzo krwi, odrazu zostala wezwana karetka, z tego co wiem gosc ma zlamana noge. Wygladalo to naprawde nieciekawie, pierwszy raz na rajdzie (czy tam wyscigu) balem sie, ze ktos mogl zginac...

Pozniej dla mnie pojawil sie jednak jeszcze wiekszy problem. W tym samym miejscu, gdzie stali ci ludzie polozylismy z kumplem swoje rzeczy: namiocik, spiwory i plecaki, w tym moj ze sprzetem foto. Po kilku minutach znalazlem go we wczesniej wspominanej juz rzece...

Odrazu sciagnalem buty, skarpetki i "zanurkowalem" w lodowatej wodzie

. Troche wszystko pozamakalo, ale na szczescie dziala. Jedynie zapewne od uderzenia pekla oslona przeciwsloneczna na obiektyw, ale i tak jestem szczesliwy, ze skonczylo sie tylko tak. Blablabla (...), po dwoch godzinach podjazd wznowiono, jednak teraz bylo juz spokojniej. Na trzecim podjezdzie bylem na PO8 - Bez fajerwerkow. Na pierwszym podjezdzie wyscigowym bylem na prawym nawrocie w lesie, nie pamietam ktore PO. Malyszczycki na wyjsciu z zakretu zlapal pobocze, podobnie jak wczesniej Szelc bodajze. Wiekszosc w tym miejscu jechala z kolkiem w gorze

. Na ostatni przejazd wybralismy sie na lewa patelnie kolo kapliczki. Stec bardzo nerwowo, na wyjsciu zaczelo go rzucac i juz myslalem, ze sie obroci, jednak pojechal dalej. Na zjezdzie Pachuta zaciagnal rekaw

. Wieczorkiem rozbilismy sobie namiocik i juz bylismy gotowi do snu, kiedy to nagle zaczela sie nielegala

Jezdzil bialy Lancer i srebrny Golf, ale za kierownica byl ktos z zespolu, cos ala szpiedzy chyba

.
Niedziela: Rano zaczelo grzemiec, a potem lunelo deszczem. Troche zle rozlozylismy tropik i nalala sie woda do srodka, ale jakos przezylismy

. Pierwszy przejazd na PO 19 bez emocji. Kolejny przejazd, ktorego nie bylo w harmonogramie (

) to prawy nawrot przed meta, znow u wiekszosci kolko w gorze, ale zadnego boka, ani nic, heh. Podjazd wyscigowy to ostatni zakret przed meta. Malym zlajdem Krolikowski, Steca wynioslo na pobocze, malo brakowalo, a zaliczylby opony. Na ostatni przejazd nie zostawalem, bo raz, ze chcialem zdazyc na Formule (wrocilem do domu o 13:57

), a dwa, ze i tak juz obszedlem wszystkie zakrety na trasie. Ogolnie weekend udany, w sobote piekna sloneczna pogoda, gorzej w niedziele, bo slonce wyszlo tylko kilka razy i to na bardzo krotka chwile, a ja nie mialem zadnej bluzy, ani nic

. Tylko wydaje mi sie, ze w zeszlym roku Stec lepiej jechal, w tym roku zadnych kontrolowanych poslizgow i dodatkowo kilka malych bledow. Dobra, koncze juz, bo zmeczony jestem, az sie boje teraz sam przeczytac tego posta...

.