Zapraszam na relację z wizyty na Podkarpaciu.
MARMA 30. Rajd Rzeszowski 2021Z niecierpliwością oczekiwałem na listę zgłoszeń na Rzeszowski, bo byłem bardzo ciekaw ile słowackich R5/Rally2 znajdzie się na liście plus liczyłem na jakieś niespodzianki z zagranicy. Jakie było moje rozczarowanie względem Słowaków, gdy zobaczyłem tylko Drotara w Fabii R5. Słabo, ale były inne niespodzianki w postaci szybkiego Caisa, chyba debiutującego w Polsce Asunmy. Interesująco wyglądało też zgłoszenie Sesksa, który zapewne chciał potrenować przed startem w Ypres. Ciekaw byłem jak wypadnie na tle naszych osiek. Do tego Pan Jarek w Corsie S1600 i ponowny występ Sobczaka w Porsche, więc było nieźle.
Tym razem jechaliśmy w składzie czteroosobowym - znajomy fotograf plus dwójka znajomych. Na mnie miała spoczywać nawigacja i propozycja miejscówek z uwzględnieniem watersplashy na Lubenii i Zagorzycach pod zdjęcia. Jako, że lubię do planowania korzystać ze street view, to byłem rozczarowany, że prawie go nie ma na trasach oesów. Poszedłem, więc trochę na łatwiznę i wybrałem propozycje z przewodnika dla kibiców, bo nie chcieliśmy powielać miejscówek z poprzednich lat.
Prognoza pogody przed rajdem nie nastrajała zbyt optymistycznie, bo zapowiadany był deszcz. Jednak łudziłem się, że jak to na Rzeszowskim będzie słonecznie.
czwartekNajistotniejszą kwestią obok tego czy Grzyb wystartuje w rajdzie po grubym dzwonie na testach była pogoda, która zapowiadała ulewę. Jadąc do Rzeszowa z Dolnego Śląska niemal cały czas naszej drodze towarzyszył deszcz. Kiedy dojeżdżaliśmy do biura rajdu nawet nawigacja w telefonie ostrzegała przed wystąpieniem silnych opadów. Pierwszy raz coś takiego widziałem, więc wyglądało to poważnie.
Po odbiór akredytacji dla znajomego pojawiliśmy się około 13:40, więc spóźniliśmy się około 10 minut na odcinek testowy. Jeszcze było sucho. Dojechaliśmy do trasy tak żeby mieć jak najbliżej do dosyć widowiskowego wyjścia z lasu. Przejechało kilka rajdówek i niespodziewanie na światłach awaryjnych pojawiła się Fabia w oklejeniu Hercziga. W pierwszej chwili pomyślałem, że fajnie, że doszło jeszcze jedno Rally2, ale zaraz zobaczyłem, że to samochód Grzyba. Później jeszcze chyba dwa razy ten samochód pojawiał się na trasie, za każdym razem na awaryjnych. Później dowiedziałem się, że pierwszy przejazd był jechany normalnym tempem. Stopniowo przemieszczałem się do miejsca docelowego. Po około 40 minutach zaczął padać deszcz, z czasem bardzo silnie. Byłem na to przygotowany, bo miałem parasol. Wyjście z lasu nagrywałem tylko od tyłu, bo w tych warunkach nie miałem ochoty się dalej przemieszczać. W tym miejscu spotkałem m.in. Brodaczy. W pewnym momencie odcinek został wstrzymany, a na trasę wjechała karetka do osoby z epilepsją. Chłopaki z Grupy Rajdowej przerwę wykorzystali na nagranie oryginalnego zaproszenia na rajd:
https://www.youtube.com/watch?v=F_9eZvrjda4Po jakimś czasie znajomy rzucił pomysł, że można pojechać w inne miejsce, więc zaczęliśmy schodzić z odcinka. Kiedy byliśmy już niedaleko od samochodu zobaczyłem Ansumę, który trochę walczył o to żeby Fabia jechała prosto. Podeszliśmy bliżej i Sawicki w Fabii Rally2 niemal wpadł tyłem do rowu w tym miejscu. Wtedy zobaczyliśmy, że droga na całej szerokości jest pokryta błotem, jakby to był Condroz. Po chwili stwierdziliśmy, że tu zostajemy i nie jedziemy już dalej, bo miejsce było zdradliwe. Przekonali się o tym Roefler i Bonder, którzy opuścili tu drogę, co udało się nagrać:
https://youtu.be/4tRs0js4OC8 Zostaliśmy jeszcze trochę i nie czekając do końca testowego zwinęliśmy się w kierunku rzeszowskiego rynku, gdzie miał mieć miejsce start rajdu.
Na rampie nie pojawili się m.in. Drotar (słabo, że Słowacy żadnej R5 nie dołożyli do listy), chyba Maj i na pewno Strychalski. Nie wierzyłem też do końca w start Pana Jarka Corsą S1600, ale jednak ten zjawiskowy samochód oczekiwał na wjazd na rynek. Po starcie kilku załóg z rampy poszedłem ku wyjazdowi z rynku, gdzie klimat robili chłopaki z Kochamy Rajdy.
Złożony film z czwartku:
https://youtu.be/9381oECOovIpiątekWczoraj Marczyk na starcie mówił, że dzisiaj będą ciężkie warunki do jazdy, ale moja prognoza pogody wskazywała, że raczej będzie sucho, więc mentalnie byłem nastawiony na brak opadów. Rano okazało się, że rację miał kierowca.
Wybraliśmy się na Lubenię - na pierwszy przejazd tego oesu wytypowałem spadanie do miejscowości z przewodnika. Miejsce całkiem niezłe, bo było widać kilka zakrętów, ale w tych warunkach przejeżdżane wolno. Mimo to przygodę zaliczył Kowal w Lancerze:
https://youtu.be/uyJyv-7bbc0 Nie dojechał do nas Ansumaa, który na wcześniejszej partii urwał koło. Zostaliśmy na trasie do Pana Jarka, bo warunki się nie poprawiały, a chwilami wiatr aż przeginał parasol. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w pobliże watersplasha. Wyszliśmy dopiero około pół godziny przed startem drugiego przejazdu. Myślałem, że będzie wystarczający zapas czasu na zajęcie miejscówki, ale myliłem się, bo ludzi już było sporo. Znalazłem jakieś miejsce z widokiem na wodę, ale niezbyt wygodne. Na plus było to, że nie padało. Corsa S1600 tu już niestety nie jechała. Odważnie do wody skoczył m.in. Cais i Sroka. Zostaliśmy na oesie do pierwszych bodajże trzech załóg HRSMP i pojechaliśmy na serwis. Dowiedzieliśmy się, że jutro Corsa powinna pojawić się na trasie. Zdążyłem coś przekąsić i po około 45 minutach ruszaliśmy na dwa przejazdy kończącej dzień Jodłowej.
Kiedy byliśmy około 20 km od celu wjechaliśmy w ulewę, ale na odcinku nie padało. Chyba zbyt optymistycznie założyliśmy godzinę wyjazdu, bo wobec problemu ze znalezieniem miejsca do parkowania zrobiło się mocno na styk. Kiedy znaleźliśmy przy trasie przejechała ostatnia zerówka, a do dojścia na miejscówkę było jeszcze kilkaset metrów. Znajomy fotograf pozostał w miejscu wejścia, bo jak się później okazało rajdówki trochę tu skakały. Pozostała dwójka znajomych stanęła niewiele dalej. A ja parłem do przodu na miejsce z przewodnika - spadanie łukami w otwartym terenie. Po drodze śmignął mi Marczyk, raczej beznadziejnie nagrałem Kasperczyka i dopiero kolejna rajdówka wyszła jako tako. Miejsce widokowo fajne, bo widać kilka zakrętów, ale bez historii i do tego fragment trasy zasłaniały media, więc byłem trochę rozczarowany. Na domiar złego za kilka minut zaczął padać deszcz. Tu przeżyłem chwile grozy, bo nie mogłem rozłożyć parasola, który wcześniej trochę siłowo złożyłem. Pal licho, że ja zmoknę, ale najważniejsze było uchronienie kamery przed zalaniem. W końcu po kilku próbach się udało. Ponownie musiałem walczyć z wiatrem wyginającym parasol. Po jakimś czasie opady ustały, a ja zszedłem żeby mieć bliżej do samochodu. Spotkałem dwójkę znajomych, którzy nawiązali rozmowę z kibicem z dzieckiem i wyszło na to, że na kolejną miejscówkę pojedzie za nami.
Do kolejnego miejsca było 700 m z prądem odcinka lub około 20 minut dojazdu objeżdżając oes dołem. Wybraliśmy dojazd, więc czekało mnie niemałe wyzwanie nawigacyjne, któremu nie podołałem, bo nie mogłem się odnaleźć na mapie. Co gorsza jeszcze kogoś mieliśmy prowadzić. Czasu do kolejnego przejazdu pozostawało bardzo mało, ale jakoś dotarliśmy na miejsce. Okazało się przejechał dopiero Olchawski. Miejscówka była wybrana z przewodnika - nawrót z widoczną długą partią. W rzeczywistości widoczny był tylko nawrót na wąską drogę i zakręt go poprzedzający, a do tego dwie proste. Byłem rozczarowany, bo było wolno i niewidowiskowo. Jeszcze jakby tego było mało to co najmniej Caisa jakiś kibic zasłonił mi telefonem. Wspaniale. Na plus tylko to, że pojawiło się słońce. Zostaliśmy na moją prośbę do Porsche.
sobotaJako, że obowiązkowym punktem programu tego dnia był przejazd przez wodę na Zagorzycach, a oes ten szedł jako drugi w pętli, to mogliśmy dłużej pospać. Co prawda oes ten też kończył rajd, ale dla większego komfortu w późniejszym dotarciu na metę wybraliśmy jego pierwszy przejazd. Rano wstawało się przyjemniej niż wczoraj, bo świeciło słońce, chociaż nie było jeszcze nadzwyczaj ciepło.
Nawigując do watersplasha przez chwilę miałem duże wątpliwości czy jedziemy w dobre miejsce, bo znajomy chciał żebyśmy jeszcze zaczepili o jedno miejsce, więc chwilowo kierowałem do niego i później nie byłem do końca pewien gdzie jedziemy. Na szczęście jechaliśmy prawidłowo i na miejsce dotarliśmy z zapasem czasu, więc na spokojnie weszliśmy na skarpę przy przejeździe przez wodę. Zwyczajowo było tu niemało przedstawicieli mediów. Jeszcze przed chyba przed startem odcinka dowiedzieliśmy się, że Chuchała stoi na poprzednim z awarią. Szkoda, ale trochę się tego spodziewałem, skoro już wczoraj kierowca mówił o problemach z silnikiem. Do watersplasha nie dojechał również Kotarba, który utknął w rowie na wcześniejszej partii oesu. Fabia Kabacińskiego dotarła zaskakująco ubrudzona, więc chyba też była jakaś przygoda. Ktoś sobie żartował, że nie umyli rajdówki po piątku. Zostaliśmy do końca przejazdu zawodników z RSMP i korzystając z dłuższej przerwy przed historykami zwinęliśmy się do samochodu.
Następnie udaliśmy się na pierwszy oes - Pstrągową, na miejsce zaproponowane przez znajomego - objazd parkingu przy kościele. Dla mnie miejsce raczej bez historii, ale nie miałem za bardzo pomysłu na ten oes. Chociaż jak jechaliśmy na tą miejscówkę, to dostrzegliśmy naszą zeszłoroczną - tym razem był to zdaje się ostatni zakręt przed metą lotną, ale, że nie chcieliśmy powielać tego miejsca, to pojechaliśmy dalej. Plusem parkingu było to, że dłuższą chwilę mogłem się napawać widokiem Porsche i Corsy S1600. Szkoda, że w zasadzie nie zostaliśmy tu na przejazd samochodów napędzanych na tył, bo ich przejazdy mogłyby być widowiskowe.
Zaraz po Corsie zmierzaliśmy w stronę rzeszowskiego rynku na ceremonię mety. Tu założyliśmy sobie, że zostajemy na pół godziny, więc ledwo co pierwsza trójka klasyfikacji generalnej zjechała z rampy, to my już szliśmy w stronę samochodu. Jako ciekawostkę dodam, że za Caisem z Czech przyjechało kilku wiernych kibiców, których kilka razy spotykaliśmy przy trasie.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.