Zapraszam na relację z przedostatniej rundy.
49. Rajd Świdnicki-KRAUSE 2021Po roku przerwy powróciłem na Rajd Świdnicki, na który pojechałem ze znajomym fotografem. Wytypowałem jakieś miejscówki w oparciu o wcześniejsze edycje rajdu i Tarmac Masters, ale bez rewelacji.
sobotaNa testowy przyjechaliśmy trochę na styk, bo wyjechaliśmy później niż planowaliśmy i jeszcze po drodze awaryjnie musieliśmy zahaczyć o biuro rajdu. Zaparkowaliśmy i udaliśmy się w
stronę patelni. Tu pojawił się duży zgrzyt, bo nie można było dojść bokiem do trasy tak jak zawsze. Tylko trzeba było się wrócić i kluczyć pośród drzew, cieków wodnych i błota. Po drodze oczywiście często leciało mięso. Zajęło mi to około pół godziny, więc kiedy dotarłem do trasy to zawodnicy jeździli już ponad pół godziny. Super. Chwilę postałem na patelniach i poszedłem na kolejną patelnię, gdzie spędziłem więcej czasu, bo rozmawiałem ze spotkanymi znajomymi (pozdrowienia dla Motulskiego i Martenzyta). Miejsce bez większej historii.
Później stopniowy powrót w stronę samochodu, więc nagrywałem na patelniach. Fajnie pojechał tu Terlecki:
https://youtu.be/dl2SqFUpFEQZejście z trasy odbyło się już w normalniejszych warunkach, bo wzdłuż drogi.
Teraz udaliśmy się do Świdnicy na strefę serwisową, gdzie przed startem zjedliśmy pizzę. Podjęliśmy decyzję o tym, że zmieniamy pierwotny plan i zamiast być dwa razy na oesie w Świdnicy, to jesteśmy na kilka pierwszych załóg w mieście i przemieszczamy się następnie do Walimia. Spotkałem kolejnego znajomego, a on do mnie z pytaniem czy wiem o której godzinie będą loty. Prosiłem żeby powtórzył pytanie, bo myślałem, że źle usłyszałem. Okazało się, że ceremonię startu pokazem miała uświetnić Grupa Akrobacyjna Żelazny.
Start był nietypowy, bo bez rajdówek zgromadziły się wszystkie załogi. Były przemówienia, hymn i wywiady z kilkoma czołowymi kierowcami. Po nich na niebie pojawiły dwa samoloty z Grupy Żelazny. Piloci dali krótki, ale treściwy pokaz i to był koniec ceremonii startu.
Udaliśmy się na ostatnie rondo przed metą i oczekiwaliśmy na start odcinka. Przejechał Kasperczyk i za chwilę było słychać komentarz spikera, że Grzyb urwał koło, co mnie bardzo zdziwiło. Później się okazało, że w wyniku uderzenia o krawężnik uszkodzeniu uległy oba tylne koła. Przez dłuższą chwilę trwała przerwa, a my się zastanawialiśmy co robić. W końcu wobec tak długiej przerwy postanowiono oes odwołać i załogi wysłać od razu do Walimia. Co ciekawe Grzyb o własnych kołach zjechał z odcinka i wydawało się, że też jedzie na start kolejnego. Ale jednak go tam nie było. Wracając do samochodu, który mieliśmy zaparkowany za metą nastąpił kolejny duży zgrzyt, bo pomimo tego, że oes był przerwany to nie pozwolono mi się przemieszczać chodnikiem przy trasie i to mimo tego, że rajdówki jechały wolno. A musiałem przejść pod dwoma wiaduktami kolejowymi. Trochę próbowałem przekonać osoby z zabezpieczenia, że oes jest odwołany, ale bezskutecznie. Powiedziano mi, że mogę obejść to miejsce bokiem. Super. Trochę kluczyłem w poszukiwaniu przejścia. Mięsa oczywiście znowu nie zabrakło. W końcu zapytałem mieszkańca i wskazał ścieżkę, którą doszedłem do linii kolejowej. Zejście znalazłem dopiero przy drugim wiadukcie. Jako ciekawostkę dodam, że ścieżka prowadziła obok fabryki majonezu świdnickiego.
Straciliśmy przez to trochę czasu, a do tego mając korek i ruch wahadłowy po drodze wydawało się, że spóźnimy się na oes. Jednak zdążyliśmy z niewielkim zapasem czasu, a później okazało się, że oes ruszył jeszcze 15 minut później niż planowano. Miejsce w które trafiliśmy było dla mnie nowością, więc podobało mi się to. Stanąłem tak, że widziałem od przodu dojazd do prawego zakrętu z ogranicznikiem cięcia. Wspomnę jeszcze o tym, że wiał dokuczliwy wiatr. Przejechał Kasperczyk i było nijako, ale kolejni kierowcy już np. wyjeżdżali szerzej i wzniecali syf z pobocza. Nowaka obróciło na wyjściu z zakrętu i musiał cofać, co udało się nagrać:
https://youtu.be/XSvvPB0J30k Za chwilę Bonder też miał tu ciepło. W niektórych rajdówkach było widać rozgrzane tarcze hamulcowe. Po kilku kolejnych przejazdach przeniosłem się żeby nagrywać zakręt od tyłu i fajnie to wyglądało, bo nawet zdarzały się kółka w górze. Niestety kadr psuły taśmy. Zostałem na odcinku do przejazdów Strychalskiego i Rusina. Oczekiwanie na nich już było wyzwaniem, bo wiatr był coraz gorszy. A kiedy schodziłem do samochodu jeszcze się wzmógł, więc z ulgą się przed nim schowałem i zaraz pojechaliśmy na nocleg.
niedzielaKiedy wychodziliśmy z noclegu robiło się pogodnie, ale wiał silny wiatr, którego tu chyba wczoraj nie było. Skoro tu wiało to obawiałem się, że podmuchy na oesach będą odczuwalne jeszcze bardziej. Ogarnęliśmy się do wyjścia wcześniej, więc zaproponowałem żebyśmy pojechali na pierwszy oes Olszyniec - Zagórze, żeby zrobić rekonesans planowanej miejscówki - przejścia przez szczyt. Znajomemu światło nie pasowało pod zdjęcia, więc mając jeszcze zapas czasu pojechaliśmy na kolejne miejsce z prądem odcinka - dwa zakręty. Pierwszy to prawy łagodniej niż dziewięćdziesiątka z cięciem i po nim prawy dziewięćdziesiąt, bym powiedział zahacz, z drzewem na wewnętrznej. Jako, że weszliśmy od drugiego zakrętu to ustawiłem się na skarpie z widokiem od przodu na drugi zakręt. Oczyma wyobraźni widziałem składające się bokiem przynajmniej Rally2. Ponownie okazało się, że mam zbyt bujną wyobraźnię, bo zakręt był przejeżdżany na okrągło. Dla mnie pod kamerę słabo. W pewnym momencie jeden z kibiców robiący zdjęcia stanął tak, że zakręt widział od tyłu. Chwilę się wahałem żeby też tam podejść. Szkoda tej zwłoki, bo z tej perspektywy miejsce wyglądało atrakcyjniej, bo widoczne było nieraz prawe tylne koło w górze i przejazdy wyglądały dynamiczniej. Na moją prośbę zostaliśmy do pojawienia się Strychalskiego.
Następnie wbrew planowi na oes Rościszów - Michałkowa Górna nie pojechaliśmy na miejsce, gdzie rajdówki wyjeżdżają z Walimia na otwarty teren (blisko wczorajszego wieczornego miejsca), tylko na hopę przez mostek. Decyzja taka została podjęta po tym jak zobaczyliśmy dzień wcześniej jak to miejsce jest zarośnięte. A hopa dla mnie była nijaka, bo owszem rajdówki skakały, ale bez szału. A trasa w pobliżu też nie oferowała alternatyw dla skoku.
Nasz ostatni oes - powtórka Olszyniec - Zagórze to hopa przy kościele znana z Tarmaca, ale tu jechana w drugą stronę, więc z krótszym najazdem. Początkowo eksperymentalnie ustawiłem się na kilka pierwszych załóg od tyłu, ale samego skoku nie było widać z powodu spadku terenu. Efektownie i chyba najszybciej ten fragment pojechał Płachytka:
https://youtu.be/A-yfA7K9cS8 Po jego przejeździe przeniosłem się na widok od przodu, ale hopa w tą stronę wyglądała mizernie. Trochę postraszył w tym miejscu Bubik, który przejechał bardzo blisko murku, na którym stałem. Aż odruchowo nogę zabrałem. Na Power Stage nie jechaliśmy, bo nie zdążylibyśmy na ceremonię kwiatową, a na rozdanie pucharów bodajże do 18:00 nie mieliśmy zamiaru czekać.
Podczas tej ceremonii nagrodzone zostały tylko 3 pierwsze załogi generalki. Dodam, że kiedy Fabia Chuchały zaliczała kąpiel w szampanie to niespodziewanie przy otwieraniu butelki filtr kamery też został trochę skąpany.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.