Nie pisałem tu od lat, ale czytam ten rosnący wątek i mam ochotę napisać coś kontrowersyjnego: niemal wszyscy zaczynacie rozgryzać ten problem od d..y strony…
Rajdy w Polsce nie mają się najlepiej głównie dlatego, że panowie w PZM i przedstawiciele automobilklubów (ale dotyczy to nawet zespołów w FIA) myślą tak, jak większość tego forum. Dotyka ich ta sama przypadłość, co posłów i komentujących ich poczynania obywateli. Choroba zwana "zróbmy COŚ." Nie mamy planu, nie znamy wszystkich danych, często się w ogóle nie znamy albo mamy bardzo powierzchowną wiedzę, ale jest źle i musimy się wykazać i COŚ w końcu zrobić. Oczywiście skłamałbym mówiąc, że dotyczy to wszystkich, ale tendencja jest wyraźna. Myślicie, że za rok coś się zasadniczo zmieni i będziemy mieli bogate RSMP, jeśli wprowadzimy 10 „rewolucyjnych” poprawek do regulaminu? Jeśli tak uważacie, to wielka jest Wasza naiwność…
Dyskutujecie Panowie (i mam nadzieję: Panie), sypiąc pomysłami jak ziarnem z siewnika. Rajdy są na tyle skomplikowane, że określanie arbitralnie pojedynczymi pomysłami prosto z czapki jakie mają być za rok, zwykle nie bierze pod uwagę ilości możliwych przeszkód. Zadziwia mnie też, że niektóre pomysły, choć mocno poddane w wątpliwość, wracają w kolejnych postach. Nie mam ochoty "rozprawiać się" tu ze wszystkimi, podam tylko kilka najbardziej jaskrawych przykładów. Mówi się np. o zakazie udziału aut R5, ale czym je zastąpimy skoro nie ma nowych "czterołapów" w gr. N? Może czołówka się przesiądzie do jakichś kilkuletnich Lancerów i Subaru, ale co będzie za rok czy dwa, skoro ta klasa aut umiera? Niektórzy idą dalej i postulują zakazanie w ogóle czteronapędówek. Pomijając fakt, że patrząc na dostępne homologowane alternatywy łatwo przewidzieć, że z RSMP wyjdzie nam puchar PSA, na przykładzie Wielkiej Brytanii widać, że taki pomysł nie tylko nie pomógł, ale stał się gwoździem do trumny całej serii BRC, ze względu na jego relatywnie niewielką widowiskowość. Auta „proto” – fajne, barwne, ale to żadna alternatywa. Budowa prototypu kosztuje majątek, powstają pojedyncze sztuki, których niezawodność i rezultaty sportowe są trudne do przewidzenia. Dodam dla porządku, że auta które tworzy zespół Dytko de facto opierają się na elementach Lancera, więc żadnego wielkiego postępu tutaj na razie nie mamy (choć trzymam za nich kciuki!). Dopuszczenie aut z utraconymi homologacjami, choć je co do zasady popieram, bo uważam że jak ktoś chce to niech jeździ, sprawdza się w Wlk. Brytanii czy Beneluksie, gdzie wiele zespołów albo prywatnych zawodników zakupiło i posiadają do dziś np. stare auta WRC i zamiast trzymać je w garażu chcą się nimi ścigać. Konia z rzędem temu, kto mi powie ile w Polsce jest zarejestrowanych pofabrycznych A-grupowych Subaru, Lancerów albo dwulitrowych WRC? Będę zaskoczony jeśli mielibyśmy w ogóle 3-5 takich (sprawnych technicznie!) aut. Ich wyniki sportowe dziś nie powalają na kolana, koszty nie są wiele niższe niż nowych konstrukcji R5, a awaryjność wzrasta. Mielibyśmy więc ciekawostkę, bez wielkich szans na dobry i regularny wynik (patrz: Lancer Tomka Kuchara). Nie dziwcię się więc, że zawodnicy w „szpicy” starają się wsiadać do nowych, sprawnych, przetestowanych, najszybszych dostępnych aut, do których jest zaplecze techniczne i materiałowe (znów patrz: Peugeot Tomka Kuchara), a to kosztuje. Ale
nie widzę jakiejś mocno ugruntowanej alternatywy, która jednocześnie pozwalałaby nam mieć ciastko (mistrzostwa z wieloma pretendentami do tytułu) i zjeść ciastko (mieć widowiskowe zawody z dużą liczbą nowych aut).
Jeśli idzie o połączenie RSMP i RPP, to w zasadzie niewiele to zmienia z punktu widzenia organizacji rajdów i ze strony kibiców, ponieważ
RPP od jakiegoś czasu była martwa jako osobna seria rajdowa. Jej rolę zastąpiły RSMŚL i zatoczyliśmy niemal koło do czasów z początku lat 2000, kiedy to wpisowe na RPP wynosiło 400-500 zł, wszyscy zapoznawali się rajdówkami wożąc koła w bagażniku i liczba km oesowych była niewielka. Wtedy te rajdówki były często prawie seryjne a zawodników nie było stać na drugi, zwykły samochód. Ale te czasy minęły, także dlatego, że przez te 15 lat Polska rozwinęła się gospodarczo i czasy zapoznania w rajdówce nie wrócą, a
aut rajdowych „pełna seria” zwyczajnie nie ma – nie są homologowane nowe, tanie konstrukcje. Kiedy czytam o DS3 R1 i patrzę na jego cenę w Internecie (o salonie nie wspomnę) to wiem, że tanio już było. Tak samo
najpewniej nie wrócą czasy, gdy przy trasie stały setki tysięcy kibiców, bo będąc szczerym, musiałbym przyznać że 15 lat temu ci ludzie nie mieli ciekawszej alternatywy. Nie było smartfonów, polski Internet był w powijakach, a nowe i błyszczące (i robiące dużo huku) auta były najciekawszym punktem w roku. Byłem wtedy młody i tak to traktowałem, dziś mogę jechać na rajd, ale mogę też wyskoczyć polatać na motocyklu albo szybowcem/paralotnią, wybrać się na weekend do Londynu, stoczyć w jakiejś kuli w dół stoku lub zrobić milion innych rzeczy, których kiedyś nie miałem szansy doświadczyć. Dlatego też wydaje mi się, że wcielenie RPP do RSMP może nastąpić bezboleśnie, o ile zostanie utrzymana w ryzach rozsądku wysokość wpisowego, uważam nawet, że powinno ono zostać obniżone. Pytanie co wtedy będzie alternatywą dla mniej zamożnych i czy te kilka rund na Śląsku nie zacznie w jeszcze szybszym tempie obrastać kosztami.
Wydaje się więc, że wszystkie pomysły rzucane ze strony FIA, PZM czy członków forum to tylko kosmetyka, która zmienia reguły ale nie wpływa w żaden zasadniczy sposób na problem braku popularności tego sportu na wszystkich poziomach. To czy będziemy mieli 6 czy 8 klas, czy RSMP będzie miało 120 czy 160 km oesowych, za co i ile damy punktów lub czy zawodnicy będą jeździć w białych czy czerwonych kombinezonach jest całkowicie drugorzędne i może tylko pośrednio wpłynąć na frekwencję (a właściwie nie wiemy czy wpłynie pozytywnie czy negatywnie). Podsumowując mój krótki wywód, czas powiedzieć
co jest, w mojej opinii, kluczem do sukcesu rajdów w Polsce. A są to pieniądze – tylko że rozumiane nieco inaczej. Jak bumerang powraca temat cięcia kosztów. Większość obecnych wypowiada się jak eksperci na ich temat, ale
czy my tak naprawdę wiemy co czyni te koszty dla każdej załogi uczestniczącej w rajdzie? Uważam, że nie i w związku z tym dyskutowanie o ciągłym cięci może szybko sprowadzić do RSMP rozgrywanego matchboxami w piaskownicy. To jest drogi sport, ale jego „cena” nie wyraża się wartościami absolutnymi dla każdej załogi. Nie można powiedzieć, że powyżej sumy N to już jest drogo, a poniżej nie. Dla X, prowadzącego sklep mięsny, utrzymanie Fiesty R2 to potężne obciążenie, ale Y ma jeszcze jedną „budę” w zapasie i poza RSMP jedzie 5 rajdów zagranicznych, nie widząc problemu. Z kolei może po przesiadce z Fiesty do R3, portfel zacznie go już uwierać? Y śpi w hotelach ***** i co rajd ma komplet nowych opon więc to jest dla niego koszt, dzień krócej i zostaje mu 7 tys. w portfelu, podczas gdy X śpi w agroturystyce i zużywa komplet na trzy rajdy, a jeden nocleg mniej czy więcej nie robi mu różnicy. Rozumiem przedstawiane argumenty i z większością się zgadzam (patrz post Kramara, którego pozdrawiam również jako właściciel kasku z hom. BSI
), ale z punktu widzenia całościowego to kropla w morzu. Dlatego mówienie o cięciu kosztów, takie uniwersalne, jest dla mnie sprawą o tyle śliską, co wtórną wobec problemu zasadniczego:
do rajdów nie „przychodzą” pieniądze. My możemy ciąć koszty, ale przede wszystkim potrzebujemy pozyskiwać sponsorów. Znając to środowisko wiem, że 95% zawodników aktualnie jedzie za swoje (lub swojej rodziny) fundusze. Tak jest na całym świecie, to sport dla bogatych. Kłopotem jest brak efektów w pozyskiwaniu dodatkowego finansowania, które pozwoliłoby ludziom na wszystkich szczeblach kariery wspinać się o oczko wyżej niż są w stanie samodzielnie sfinansować, a także spieniężyć uzyskiwane wyniki.
Trudno o to, jeśli ma się wrażenie, że poza naszym środowiskiem rajdy nikogo nie interesują. Z drugiej strony nie ma usystematyzowanego programu wyszukiwania i wspierania talentów, czy to z kasy PZM, czy poprzez budowę zaplecza sponsorskiego, prywatnych dobroczyńców i managerów (patrz: Finlandia). Wygląda na to, że w przypadku polskich rajdów zasadniczym kłopotem jest brak zainteresowania mediów ogólnopolskich i kiepski PR dyscypliny. Tego się nie da rozwiązać z dnia na dzień, ani z roku na rok. Czasy „tytoniowych sponsorów” nie wrócą, ale błąd myślenia wielu polega na tym, że to nie ich obecność „robiła show”. Ci sponsorzy przyszli, bo zaczynał się rozkręcać wielki show, a oni chcieli się przy jego blasku ogrzać i sprzedać trochę swoich produktów, przynajmniej tak im to zostało w owym czasie przedstawione. Jeśli coś ma się zmienić, to tylko za sprawą
wieloletniego planu działania w tym zakresie, popartego niemałymi środkami finansowymi. Nasze dyskusje na forum są o tyle ciekawe, co mało znaczące. To samo można powiedzieć o WRC, które w mediach masowych właściwie nie istnieje, z tą różnicą że na poziomie MŚ FIA wyznacza nowe trendy (także techniczne), a obowiązujący powoduje że auta są zwyczajnie nudne. W porównaniu do ziejących ogniem i głośnych WRC sprzed 10 lat, obecne zdają się być spokrewnione raczej z odkurzaczami. Technika jazdy wyewoluowała i bok na każdym zakręcie nie wróci, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby auta stały się bardziej emocjonujące. Jestem też za maksymalnym uproszczeniem przepisów, bowiem dla mnie rajdy to szybka jazda na wytrzymałość i wygrywa najszybszy na mecie. To się jeszcze da komuś wyjaśnić, ale jak wytłumaczyć że ktoś był najszybszy o 2 min, ale na ostatnim odcinku, który nie jest taki jak inne odcinki (nie, to nie jest wyścig!) przegrywa o 0,1s i tym samym całą imprezę? Takie pomysły to szukanie dziury w całym.
Jak takie zmiany wprowadzić? Cóż, łatwo nie będzie, co widać po kłopotach WRC gdzie mądrych głów z doświadczeniem w biznesie nie brakuje, ale wydaje się, że trzeba zacząć wywierać stały nacisk na PZM, a właściwie na komisje rajdową, by w końcu stanął na wysokości zadania i oddelegował do tego konkretna osobę, przeznaczył jakieś środki na stworzenie biznesplanu, i to o perspektywie kilku lat. Widzę już teraz, że niepewność kształtu przyszłego sezonu dla wielu zawodników jest trudna. Jestem przekonany, że zwrócenie się do dwóch (ekonomicznej i technicznej) uczelni z pomysłem zbadania rynku dla rajdów i ufundowanie jakiegoś grantu, dałoby nam dobre podstawy empiryczne do dalszej dyskusji i wcale nie musiałoby być drogie. Ponadto potrzebujemy osoby, działu PR w PZM lub firmy tym się zajmującej i pracującej przez cały rok. Z jednej strony trzeba stale szukać sponsora/ów dla cykli, ale przede wszystkim zadbać w końcu o sensowny przekaz medialny, którego bardzo brakuje. PZM jako instytucja nie reaguje nawet systematycznie na powracające nazywanie drogowych szaleńców "rajdowcami", a myślę że powinien. Nacisk na dziennikarzy spowodowałby zapalenie się u niektórych lampek ostrzegawczych i mógłby tchnąć nieco ożywczego spojrzenia, gdy szukający tematu reporter zrobi "wejście" o pozytywnym pływie rajdu na ekonomię lokalną, zamiast materiału o szaleńcach w BMW. A jako wisienkę na torcie – czas systemowo starać się tworzyć dobry klimat w rozmowach z lokalnymi władzami, robić im śliczne i kolorowe prezentacje, że rajdówki nie zjedzą im nowego asfaltu, ściskać dłonie wójtów, a może nawet co nieco obiecać – choćby raut w stolicy i medal dla zasłużonego wójta motorsportu (tak, wiem, znów koszty). Organizatorzy skarżą się na brak zrozumienia wśród władz. Pojedynczy klub i jego prezes - lokalny mechanik - ma niewielką siłę przebicia, ale dobrze ubrany Pan Vice-zastępca-samego-pana-prezesa-do-spraw-niezwykłych z Warszawy robi większe wrażenie (zwłaszcza jak obiecuje medale i fotografie w prasie z Prezesem) i może pomóc przełamać opór władz lokalnych, które często protestują „bo tak jest łatwiej.” Po prostu na wyższym poziomie musimy zacząć ten sport "sprzedawać".
Plan "na dziś" wymagałby od zawodników i kibiców nacisku na PZM by dyskusja o sezonie 2015 odbyła się publicznie, a zainteresowane strony mogły w niej wziąć udział i przesyłać swoje wnioski i sugestie. Ankieta dla zawodników to krok w dobrą stronę, ale chyba mały i można zrobić drugi a nawet trzeci (wspomniana ankieta internetowa!), by zawodnicy i zainteresowani mieli wpływa na kształt dyscypliny w której uczestniczą. To da się zrobić, bo wbrew powszechnym opiniom w PZM nie zasiadają same „betonowe dziadki”, a nawet najtwardszy beton kiedyś kruszeje.
A na koniec: czy wyjaśni mi ktoś czemu tak mocno wszyscy czepiają się Maćka Barana? Bo jeśli idzie o jego, rzekomo kontrowersyjną, wypowiedź na FB dot. wycofania Chuchały, to nie pada w niej nic, co mogłoby się stać przyczynkiem do krytyki ze strony kibiców. Powiedział szczerze, wprost i dość precyzyjnie co myśli, nikogo rozsądnego przy tym nie obrażając. Może więc czas, zamiast sypać gorzkimi komentarzami, przeczytać jego wypowiedź jeszcze raz, tylko teraz ze zrozumieniem?
"The only thing in the world worse than a fake Rolex is a real one" J. Clarkson