No ja także zaliczę ten wyjazd do udanych. Wyjazd o 3.00 rano, jednak zaspałem i piętnaście po obucził mnie kolega telefonem
Strasznie mało miejsca w aucie - namiot, plecaki i śpiwory na kolanach. Ale jakoś dojechaliśmy, odcinki na których byliśmy po raz pierwszy nawet szybko odnaleźliśmy. Pierwszy przejazd Pinduli bez fajerwerków, bardziej zajmowałem się ustawieniami aparatu niż oglądaniem zawodników. Przed drugim przejazdem poszliśmy w górę odcinka. Tutaj już było co oglądać - szybka partia łuków po czym dohamowanie i lewy. Tylu złapanych kapci na jednym oesie jeszcze nie widziałem. No i niezbyt przyjemne te ogrodzenia pod napięciem
Na trzeci przejazd poszliśmy pod prąd odcinka, nawet dobre miejsce tyle że trafiliśmy na wyjątkowo nadgorliwego safecirza. Zanim na trasie pojawiły się auta organizatorów na oes wyjechali polacy w czarnym Maluchu co wzbudziło niezły śmiech wśród czechów
Pod koniec dnia wybraliśmy się powzwiedzać Zlin - parc ferme, rynek itp. Super atmosfera święta rajdowego. Potem problem - gdzie rozłorzyć namiot. Jechaliśmy w ciemno, bez wcześniejszego sprawdzenia miejsc na noclegi. Więc rozbiliśmy namiot na stacji benzynowej i tak się udało przenocować. Rano ruszyliśmy na pierwszy przejazd Slusovic. Przy drugim przejeździe byliśmy w ciekawym miejscu, jednak zawodnicy jechali jakoś wyjątkowo asekuracyjnie.
Ogólnie wrażenia super. Czesi klną po polsku (!), dużo móili o Kuligu, Kuzaju ("szkoda że nie jedzie"). No i ten upał, zapamiętam też na długo ten nocleg na stacji
Zrobiłem dużo zdjęć - nie dość że pierwszy raz na rajdzie to jeszcze pożyczonym aparatem. I jak na pierwszy raz nawet to wyszło nieźle, chciałbym niektóre gdzieś wrzucić. To tylko cząstka wrażeń, długo by tu opowiadać. Za rok też trzeba będzie pojechać.
To tyle. Pozdrawiam.