żółtodziób napisał(a):Nie brzmi słabo. Nie wziąłem tego pod uwagę, ale to możliwe co piszesz.
Akurat tutaj zwrotu "słabo" użyłem jako synonimu drastyczności (przezornie pod kogoś o dalece realistycznej wyobraźni) możliwych konsekwencji. Ale wcale bym się nie zmartwił, ba - szczerze ucieszył, gdyby rzeczywistość/technika mogła temu przeczyć. Obrazy w stylu mega niefarta Toma Pryce'a, jak i nastoletniego sprawcy całej tragedii to nie jest IMO wciągające kino, a co dopiero na żywo...
kiedyś (bardzo dawno) juz z tym wyjechałem to zostałem rozjechany, że klepię bzdury, bo z zamkniętego kokpitu trudniej uciec jak bolid się zapali.
.....
Również argument, że trudniej się z takiego wozu ewakuować nie jest moim zdaniem trafiony - pożary które "wchodzą" do kabiny obecnie się w wyścigach albo nie zdarzają, albo zdarzają się sporadycznie. O wiele częściej latają jakieś oderwane od samochodów elementy, lub wrecz latają całe samochody. Zresztą ogień zawsze o wiele łatwiej włazi do otwartej kabiny niż do zamkniętej.
To zawsze na okoliczność możesz zbić argumentacją, że ludzkość już kawał czasu sobie radzi z powyższym problemem ewakuacji awaryjnej i to nie tylko w lotnictwie, czy kosmonautyce, co także w motoryzacji (np. w Gumpert Apollo, bardziej masowo w Mercedesie SLS, czy na długo wcześniej w prototypach do bicia naziemnych rekordów prędkości) - odrzutniki pirotechniczne. Skoro ma rację bytu w, bądź co bądź, cywilu (w SLSie niewielkie ładunki piro wkomponowane w mocowanie zawiasów) to chyba w F1 nie byłaby to mrzonka i fanaberia? Nawet skrajny, z b.niskim współczynnikiem prawdopodobieństwa przypadek samoistnego, niekontrolowanego "odrzutu" lekkiej osłony niósłby dla wszystkich i tak nieporównywalnie niższe ryzyko odniesienia poważniejszych obrażeń, niż rzeczone latające koła, wyrwane z mocowań spore kawałki zawieszenia z tarczami/piastami itd. (vide mocno trzymająca się w prawidłach fizyka).
. Ale można to rozwiązać przydzielając trochę "prywatnego" miejsca na każdym bolidzie. Choćby na jego dachu.
To raz.
A potem można to rozwinąć do postaci umieszczonego w to miejsce wyświetlacza i stosownie kadrującej kamery z obiektywem znad wlotu powietrza odp. ogniskującym powiększenie ukazanych treści. I tak szanowny telewidz miałby wybór, czy śledzić wyłącznie, jaką idealną linią przykładowy Hamilton zasuwa, czy też przez chwilkę skonsumować reklamę sponsora osobistego, dowiedzieć się, czy i jak bardzo ów zawodnik kocha swoją "sympatyczną, drugą połowę", lub zapoznać się, co tam aktualnie Berni radzi. No to byłoby to!
(a ponieważ bywam chyba nie dla każdego dostatecznie czytelny w intencjach, także od razu uściślam - tak, może nieambitnie, ale tylko żartuję! )