Moja matka ma nieszczęście być nauczycielką i ostatnio brała udział w strajku. Od wewnątrz wyglądało to tak:
1. Wstępne zbieranie anonimowych podpisów ludzi którzy wezmą udział w strajku - ok. 80% nauczycieli podpisało listę.
2. Przygotowanie strajku ostrzegawczego - ustalenie daty i godziny protestu.
3. Zbiórka podpisów z imienia i nazwiska nauczycieli, którzy wezmą udział w strajku - 40% grona, w większości ludzie zaraz po studiach. Stare pierdasy siedzą cicho i nie wychylają nosa z kanciapy.
4. STRAJK! - No żesz kur...wa - śmiech na sali - 2 godziny nic nie robienia i po zawodach (wszyscy zadowoleni - uczniowie: bo nie ma lekcji; nauczyciele: bo nie ma nic do roboty).
A z górnikami jest tak, że jak strajkują i 3500 wkurwionych ludzi pojedzie do warszawy z myślą demolki to robi się halo.
Oprócz tego, z górnikami problem jest na poziomie społeczno-socjalnym. Górnicy stanowią spory procent żywicieli rodzin w czteromilionowej aglomeracji. A skoro żyjemy w państwie socjalnym, to przecież nie można pozbawić ludzi pracy, bo taki system sami sobie wypracowaliśmy głosując w wyborach (nie tylko ostatnich). Po za tym, górnicy (o czym wie większość mieszkańców śląska) mają ustawowo zagwarantowane prawa do pewnych świadczeń i nie pozwolą sobie tego odebrać. Zresztą, wcale im się nie dziwię bo (na przykładzie emerytur) zawarli kiedyś pewien kontrakt z państwem (na 25lat) a teraz próbuję się im odebrać ich przywileje mimo ża sami wywiązują się z tego kontraktu.
Co się tyczy służby zdrowia. Do póki się tego całego burdelu nie sprywatyzuje to nie będzie środków na pensje, leczenie i utrzymanie tego kolosa na glinianych nogach.
Oczywiście zaraz padną głosy, że bezpłatna służba zdrowia się każdemu należy (podobnie jak emerytury i renty z ZUSu) - ale ja to mam głęboko w dupię i dzień w którym ZUS i NFZ pójdą z torbami, będzie najszczęśliwszym w moim życiu. A to dlatego że reprezentuję prywatnych przedsiębiorców i bulę podatki (więcej niż przęciętny etatowy pracownik), składki na ZUS (więcej niż przeciętny etatowy pracownik) i nic z tego nie mam. Nie strajkuję, tylko tyram od świtu do nocy. I nie strajkuję dlatego że czegoś się domagam (bo wiem że nic nie dostanę), tylko po prostu szkoda mojego czasu.
czy sprawiedliwe jest kiedy osoba po uniwersytecie zarabia mniej niż robotnik budowlany po zawodówce lub technikum?
Stary, nie ma sprawiedliwości na tym świecie. A jak zatrudniam kogoś, to jego pensja jest uzależniona od tego, ile moja firma na nim zarobi, a nie od tego jakie ma wykształcenie. Takie są prawa rynku i takimi zasadami rządzą się normalne przedsiębiorstwa.
Oczywiście możemy określić pensje minimalne np. dla profesorów wyższych uczelni państwowych (które też trzeba moim zdaniem sprywatyzować) na poziomie 10 000zł, ale wtedy trzeba będzie wziąć skądś te pieniądze i oczywiście zapłacą za nie podatnicy (głownie przedsiębiorcy), kierowcy etc.
Jak powiedział Korwin-Mikke: "Państwo nie może zabrać Kowalskiemu żeby dać Wiśniewskiemu"
A bez zmiany systemu zarządzania finansami naszego ukochanego kraju zrealizowanie żądań, nie będzie możliwie złamanie powyższego założenia.
Innymi słowy: jak najmniej państwa w państwie.