przez Łukasz » niedziela, 17 lip 2005, 19:02
Ok. 2 miesięcy po zrobieniu prawka pojechałem Tico w swoją dłuższą trasę do Wisły. Jak wracałem między Raciborzem a Krapkowicami jest dosyć kręta droga, na dodatek był spory ruch. Ja ostro po gazie, jaki to ze mnie driver, wyprzedzałem na grubość kartki papieru, jak się tylko dałem ciołem zakręty, Tico nie raz rozbujałem do 130 km/h - to jest max co to wyciągnie. A zakręty są ostre po drodze, jak przy 130 wjechałem w dość ostry zakręt (z braku doświadczenia źle ten zakręt oceniłem, wydawał się być łagodniejszy), jak mi zaczęło rzucać autem po drodze (jeszcze koleiny były na zakręcie) - to było ostre szarpnięcie w prawo, później w lewo, auto trochę wyjechało poza oś jezdni, i jeszcze raz szarpnięcie w prawo -, z naprzeciwka ciąg samochodów, a po prawej kilku metrowy rów...jak mi zaczęło rzucać Tico to myślałem że wylecę z drogi przy 130...nie wiem jak to się stało że zostałem na drodze...palec boży...jak tylko autem przestało rzucać i się ustabilizował tor jazdy, że tak to określę, to byłem cały zlany potem, serce mi waliło jak młotem i dziękowałem Bogu, że jeszcze żyję, po czym się rąbnołem w głowe - co ja robię, jaki ja jestem głupi. Dalszą część drogi to przepisowo jechałem. Żadnego auta już nie wyprzedziłem, taki byłem zestresowany. Od tamtej pory już bardzo uważam z gazem i staram się jeździć w miarę przepisowo. jak dziś se to przypomnę to mnie ciarki przechodzą po plecach...nad autem wtedy jak mi zaczęło rzucać nie panowałem, to coś niezależnego ode mnie, a jak se pomyśle co by było jakbym tym Tico wyleciał przy 130...i jeszcze 3-4 metrowy rów...śmierć na miejscu - nie ma co ukrywać. W najlepszym wypadku na intensywnej bym się znalazł...
Tommi Makinen - My name is Legend