Relacje z imprez okiem kibica

Tematy trochę mniej związane z motoryzacją, jednak to forum nie służy do nabijania postów. Proszę zapoznać się z regulaminem na forum ogólnym.

Moderator: SebaSTI

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » czwartek, 1 lip 2021, 00:09

3. Ecumaster Rally 2021 (Jawor) - 3. runda Marten Tarmac Masters
Na dole relacji znajdziecie pełny film z rajdu.
Tarmac Masters z bazą w Jaworze jest chyba jedyną rundą cyklu, na której nigdy nie byłem. Kojarzyłem trochę charakterystykę trasy, że jest sporo partii wąskich i krętych w lesie oraz słynny nawrót Wiatraka. Wtedy najpewniej nie wybrałem się na rajd z powodu niezadowalającej listy zgłoszeń. Teraz też pod tym względem było znacząco słabiej niż podczas poprzednich. Z gości z RSMP chyba tylko Cieślak i Dominik w Fiestach Rally4. Do tego gościnnie Lechoszest w Fabii S2000. Ja szczególnie cieszyłem się na ponowną styczność z Porsche Sobczaka. Lista bym powiedział była solidna tarmacowa. Na rajd wybraliśmy się we dwójkę ze znajomym fotografem. Zaplanowaliśmy, że chyba robimy trzy razy pierwszy oes bez przemieszczania się samochodem. Ewentualnie wytypowałem jedną miejscówkę na drugim odcinku, jakby na tym nie było nic więcej interesującego.
Rozpoczęliśmy od nawrotu Wiatraka, bo na niego mieliśmy najbliżej. Miejsce dosyć solidne, ale bez nadzwyczajnych rewelacji, bo mało kierowców ciągnęło za ręczny. Raczej większość pokonywała nawrót na okrągło. Ze dwóch, trzech na tyle szeroko, że niemal zjechali z nasypu drogi. Ku mojemu rozczarowaniu brak było Porsche, które miało się pojawić jako drugie na trasie. Ponagrywałem nawrót od tyłu i od przodu. Dodam, że podczas tej rundy Tarmac Masters dopuszczony był SKJS, ale nasze wszystkie miejscówki znajdowały się za metą dla tych załóg. Przed ich przejazdem pojawiły się osoby z zabezpieczenia i wyrzuciły wszystkich z polany przy nawrocie. Nie rozumiałem tej decyzji, bo miejsce to nie było przesadnie niebezpieczne, bo było po zakręcie i pod górę, więc rajdówki miały małą prędkość. Później okazało się, z tego co mówił znajomy, że ponoć jakieś dziewczyny w pewnym momencie stanęły blisko trasy żeby sobie zrobić selfie. Organizator zobaczył to na relacji live z tego miejsca i dlatego podjął tak radykalne, moim zdaniem przesadzone, środki.
Kolejny przejazd to łącznik szutrowy, po którym wiele sobie obiecywaliśmy. Rzeczywistość brutalnie sprowadziła oczekiwania na ziemię, bo nawierzchnia była bardzo nierówna i z tego co się dowiedzieliśmy, to załogi jechały w tym miejscu bardzo wolno. W pewnym momencie niespodziewanie za samochodem terenowym na odcinku pojawiło się wolno jadące Porsche. Pooglądałem trochę trasę i doszedłem do wniosku, że skoro mamy tu być na dwa przejazdy, to trzeba znaleźć jeszcze jakąś miejscówkę oprócz haku, od którego weszliśmy. Zatem wybrałem się na wyjście na asfalt. Wyglądało, że będzie wolno, ale na pocieszenie z wewnętrznej było wyciągane dużo syfu. Nie byłem w pełni przekonany do tego miejsca, ale alternatywy zbytnio nie było, więc zostałem. Przed startem oesu ustawieniem kibiców w tym miejscu bardzo był zainteresowany kierowca samochodu 000. Kazał się sporo odsunąć od trasy, jakby rajdówki z niewiadomo jakimi prędkościami wypadały na asfalt. Chyba pierwszy raz widziałem żeby 000 przesuwało kibiców. Odniosłem wrażenie, że część osób w samochodach funkcyjnych jest mocno przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa, co dziwiło, bo do tej pory na Tarmacach pod tym względem było spoko. W końcu oes ruszył i było całkiem fajnie, bo rajdówki wyciągały mnóstwo syfu i kamieni z wewnętrznej, przez co niektóre załogi musiały efektownie kontrować po najeździe na zanieczyszczoną nawierzchnię. Najbardziej widowiskowo wyglądało to w wykonaniu Kaczorowskiego w BMW: https://youtu.be/3yZ0YGD8aXY Mnie dodatkowo ucieszyła obecność Porsche na tym przejeździe. Finalnie w teorii słaba miejscówka okazała się całkiem fajną. Dodam jeszcze, że z pobliża wjazdu na szuter dwukrotnie było słychać, że załogi miały niemałe problemy z dohamowaniem się po stromym zjeździe. Sądząc po dochodzących dźwiękach mocno musiało tam sponiewierać rajdówki Grodzkiego i bodajże Bartołda.
Myślałem, że na drugi przejazd łącznika ustawię się na lewym haku, ale ponoć był on przejeżdżany bardzo wolno. Zatem wybrałem początkową partię po szutrze, która była dosyć równa, więc liczyłem na większe prędkości i na szczęście nie przeliczyłem się. Miejsce było w miarę efektowne. Porsche niestety ponownie nie jechało. Zostaliśmy do przejazdu zazwyczaj widowiskowego Krzysztowiaka, po czym wróciliśmy do domu.

Film z rajdu: https://youtu.be/96WIFgXdYRg
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława


Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » wtorek, 13 lip 2021, 21:54

Rally Bohemia 2021 - tylko sobota
Na dole relacji pełny film z rajdu.
Chyba od czasu kiedy Rajd Polski przestał kolidować z Bohemią sobotnia wyprawa na czeską imprezę weszła na stałe do kalendarza rajdowego. W momencie ogłoszenia harmonogramu już było dobrze, bo w sobotę w zasadzie miały być jechane oesy do tej pory niedzielne, więc szykował się powiew świeżości, jeśli chodzi o miejscówki. Do tego znajomy chyba dwa lata temu wysłał na maila lokalizację całkiem fajnej hopy. Udało mi się dotrzeć do tej wiadomości i okazało się, że ta hopa idzie w tym roku, więc jedną fajną miejscówkę już mieliśmy. Do tego wytypowałem jeszcze jakieś dwa miejsca na podstawie dojazdów i street view.
W czwartek, kiedy plan był już w zasadzie gotowy znajomy podesłał jeszcze jedno miejsce, które wypatrzył oglądając filmy z zeszłorocznej edycji rajdu. Trochę mi to było nie na rękę, ale sprawdziłem co to za miejsce. Okazało się, że podstępny zakręt, gdzie rok temu Huttunen zwiedzał pole. Miejsce bardzo mi się spodobało, więc już po chwili szukałem położenia miejscowości, której nazwę było widać na filmie. Okazało się, że to miejsce też idzie w tym roku, więc od razu przystąpiłem do radykalnej zmiany planu.
Na rajd wybraliśmy się we dwójkę ze znajomym fotografem, zatem pełniłem rolę nawigatora, z której tym razem wywiązałem się chyba bez większych wpadek. Rozpoczęliśmy od wizyty w Mlada Boleslav, gdzie znajomy miał odebrać kamizelkę i mieliśmy zaplanowane około pół godziny na odcinku miejskim. Byliśmy trochę na styk, bo dotrzeć do biura rajdu nie było łatwo. Mimo to na odcinku miejskim udało się stanąć stosunkowo fajnie, jak na tak późną porę przybycia. Ustawiłem się tuż przy starcie i nagrywałem z wysoko wyciągniętej ręki. Niestety tu przeszkadzało mi słońce, które świeciło w wyświetlacz tak, że czasami nie za bardzo widziałem jak nagrywam. Odcinek miejski był zapętlony i liczył 2,5 okrążenia. Dochodziło do takich sytuacji, że jechały za sobą dwie lub nawet trzy rajdówki. Zostaliśmy do momentu startu Bulacii, więc chyba dziewiątej załogi. Po czym do samochodu i na kolejny oes - miejsce wycieczki Huttunena.
Odpalam nawigację, włączam zdjęcie satelitarne i nie mogę znaleźć miejsca gdzie mamy dojechać. Mimo to, że teren kojarzyłem. Ruszyliśmy, dojeżdżamy do skrzyżowania i znajomy pyta jak jedziemy, a ja nie wiem, bo nie mogę znaleźć punktu na mapie. Zaczynało mi się robić ciepło, bo czasu na dojazd nie było dużo, a ja byłem kompletnie zagubiony. Dopiero po chwili ogarnąłem, że nawigacja obróciła mapę i kiedy obróciłem ją w kierunku północnym to już bez problemu znalazłem punkt docelowy, na który dojechaliśmy już bezbłędnie z niewielkim zapasem czasowym.
Na miejscu zastaliśmy mnóstwo zaparkowanych samochodów, więc byłem pewien, że będzie lipa ze staniem, ale było całkiem ok. Na miejscu spotkałem Motulskiego (pozdrawiam), który mówił, że w tym roku w tym miejscu jest luz, bo rok temu nie można było stać przy tym zakręcie. Znalazłem sobie pozycję, a tu nagle przed przejazdem Kopeckiego wszyscy kibice robią ze dwa kroki do przodu, więc uczyniłem tak samo. Przejazd Honzy nagrywałem z niewygodnego półprzykucu, bo nie chciałem zasłaniać innym. Kolejne załogi już normalnie. Trochę niefortunnie stałem obok kibiców z flagą i racami, którzy nierzadko zasłaniali mi dojazd do zakrętu. Z drugiej strony może nagrania wyszły bardziej klimatyczne? Bardzo nie przeszkadzali. Miejscówka była atrakcyjna, bo nadspodziewanie szybka i stało się nienormalnie blisko drogi jak u Czechów. W pewnym momencie spostrzegł to safeciarz i zaczął tłumaczyć kibicom żeby się odsunęli od drogi. W tym momencie w pole wyjechał Stochl Fabią R5. Po tym zdarzeniu wszyscy kibice cofnęli. Dla mnie było to o tyle niefortunne, że w kadrze znalazł się słupek, ale nie było bardzo źle. Kolejnym kierowcą, który zapewnił emocje był Savruk, również w Fabii R5. On z kolei zaliczył półobrót i trochę obryzgał nas ziemią spod kół. Dobrze, że to nie były kamienie, bo uderzenie było na tyle silne, że przez chwilę myślałem, że mam wargę skaleczoną. Obie przygody udało się nagrać: https://youtu.be/9MFKGHcxhDQ Zostaliśmy do przejazdu Dohnala w Clio S1600, po czym zwinęliśmy się do samochodu.
Udaliśmy się na ostatni oes w pętli, na miejsce wytypowane przeze mnie - dwie wąskie patelnie(?) na zjeździe w dół. Plusem tego miejsca było to, że dużo było widać, a tak raczej bez historii, poza nieco zaskakującymi problemami Pecha, wykoszeniem ogranicznika cięcia przez Vlcka i nadzwyczaj agresywną jazdą von Thurn und Taxisa połączoną z małym ratowaniem. Zostaliśmy do pierwszego Porsche, ale to kompletnie nie była miejscówka pod ten samochód. Schodząc z oesu poszedłem za Czechami, bo myślałem, że znają jakiś skrót, ale nie wiem czy zupełnie świadomie dotarli do skały, więc musiałem kawałek się wrócić do zejścia ze skarpy. Będąc już na dole i przechodząc obok tej skały i widząc na niej ludzi naszła mnie myśl, że skoro już tam byłem, to chociaż mogłem zobaczyć jaki z niej jest widok na oes.
Naszym ostatnim odcinkiem rajdu miał być ponownie pierwszy, tym razem z widokiem na hopę. Planowałem sobie stanąć, tak jak to widziałem na filmie podesłanym kiedyś przez znajomego, a więc z widokiem na hopę z oddali, ale za to z dosyć widowiskowym zakrętem. Obawiałem się tylko czy będę słyszał rajdówki dojeżdżające do hopy, bo miałem z tym niemały problem na odcinku testowym Rajdu Polski i przez to umknęło mi kilka przejazdów. Poszedłem zobaczyć jaki widok jest z zakrętu. Na miejscu zastałem niemało osób, a do tego najpewniej wysokie zboże zasłaniało w tym roku hopę. A, że wolałem hopę od zakrętu, to jeszcze szybko zmieniłem miejsce i dołączyłem do znajomego. Hopa, jak dla mnie, była bardzo niepozorna, więc nie spodziewałem się efektownych skoków. Jednak czołówka polatała dosyć widowiskowo. Niemałym rozczarowaniem był brak Pecha, bo możliwe, że to była ostatnia okazja żeby zobaczyć jego Focusa WRC w akcji :( Ponownie spotkałem Motulskiego, z którym tym razem udało się pogadać trochę dłużej. Znowu zostaliśmy do pierwszego Porsche i znowu to było nieodpowiednie miejsce, bo kierowca zgasił hopę, co dla mnie jest zrozumiałe, bo tym samochodem raczej nie ma sensu skakać i coś uszkodzić. Dzięki spotkaniu fotografa z Polski nie musieliśmy wracać do Mlada Boleslav, bo znajomy zostawił mu kamizelkę do oddania. Ustawiłem Wrocław w nawigacji i już byłem pewien, że bezproblemowo wrócimy, ale jeszcze natknęliśmy się na naszej drodze na oes. Trzeba było sięgnąć po program rajdu i zobaczyć jak go ominąć.
Z tego jak nam wyszedł rajd jestem zdecydowanie zadowolony, bo mieliśmy fajne miejscówki, poza wyznaczoną przeze mnie. Bez wątpienia dla mnie to była najlepsza Bohemia. Duży wpływ na to miała zmiana sobotnich oesów względem poprzednich lat.

Film z rajdu: https://youtu.be/BgWS6MWXxZo
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » czwartek, 22 lip 2021, 21:27

Rajd Nadwiślański 2021
Po nieobecności na rajdzie w 2019 roku (wtedy wybrałem Ecce Homo) ponownie zawitałem w okolice Puław. Na rajd wybraliśmy się we czwórkę: z dwójką znajomych fotografów i chwilowo bezrobotnym pilotem rajdowym. Ja ponownie byłem zwolniony z nawigacji.

piątek
Na Lubelszczyznę dotarliśmy na tyle wcześniej, że zgodnie z planem objechaliśmy jeszcze dwa oesy i wytypowaliśmy potencjalne miejscówki. Mnie szczególnie ucieszyło to, że pierwszy raz będę mógł zobaczyć słynną hopę przy wałach. Na rekonesans pozostałych odcinków i testowego nie starczyło nam czasu, bo w planach był jeszcze odbiór kamizelek przez chłopaków i wizyta na strefie serwisowej. W sobotę na serwis nie byłoby czasu. Na strefie było bardzo gorąco, co nie nastrajało zbyt optymistycznie przed testowym. Części rajdówek już nie było pod namiotami, a część szykowała się do wyjazdu na odcinek testowy. Niebawem udaliśmy się tam także my.
Ponieważ nie znaliśmy trasy, to kolega zaproponował żeby pojechać tam gdzie wg mapy jest najbardziej kręto. Pomysł okazał się niezły, bo w pobliżu można było znaleźć kilka miejscówek. Ja rozpocząłem od miejsca w cieniu, gdzie widziałem dwie dziewięćdziesiątki. Nieco zaskakująco dla mnie w trakcie pierwszego przejazdu obrócił się Marczyk, ale szybko się nawrócił: https://youtu.be/NMhhqOFvQuY To chyba pokazało, że skoro jeden z najlepszych ma problemy na tych trasach, to załogi czeka niełatwe wyzwanie. Fajne w tym testowym było to, że rajdówki jeździły cały czas i praktycznie nie było przerw. Czołówka zawodników jeździła aż do końca. Z czasem trwania testowego przenosiłem się coraz głębiej pod prąd trasy. Ale chyba na początku spędziłem zbyt dużo czasu w jednym miejscu, bo trochę zabrakło mi go na głębszą penetrację odcinka. Kolega trochę zachęcał żeby chociaż na chwilę pójść na kolejną fajną partię, gdzie miało być dużo widać. Ale koledzy już stamtąd wracali, a do tego testowy miał trwać jeszcze tylko pół godziny. Uznałem, więc, że nie ma to większego sensu, bo albo bym opóźnił nasz powrót na nocleg lub byłbym tam na raptem kilka przejazdów, a później musiałbym doganiać kolegów. Z różnorodności ujęć z testowego byłem dosyć zadowolony.
Złożony film z odcinka testowego: https://youtu.be/hU1tkGRKqoc

sobota
Rozpoczęliśmy od pierwszego oesu na wytypowanej dzień wcześniej miejscówce - zakręcie z naniesioną dużą ilością drobnego kamienia. Tą partię kojarzyłem, bo już tu kiedyś stałem, tylko zakręt wcześniej. Na naszej miejscówce w zasadzie działo się niewiele. M.in. Chwietczuk złożył się w zakręt, jakby to było na szutrze. Poza tym kilka boków i szerszych przejazdów. Więcej się działo na zakręcie poprzedzającym (kilka przestrzelonych hamowań, na drugiej pętli jazdę zakończył tam Lechoszest) i następującym po naszym (m.in. wycieczki poza drogę Kotarby i Załęckiej). Pewnie wynikało to z tego, że tam było się gdzie napędzić w przeciwieństwie do naszego zakrętu. Możliwe też, że załogi raczej z respektem podeszły do kamyczków na drodze. Na historyki przenieśliśmy się na skrzyżowanie, od którego wchodziliśmy na oes. Tu wspomnę, że z małą prędkością dojechał do nas Luty w Legacy. Byłem pewien, że zjedzie za taśmę i się wycofa, ale jednak stanął na uboczu i załoga rozpoczęła prace przy hamulcach. Po kilku minutach Legacy powróciło na trasę.
Kolejny oes to słynna hopa przy wałach. Na ustawienie się fotografów zwrócił uwagę kierowca samochodu A, po tym jak trochę się napędził żeby wyskoczyć. Jego zdaniem rajdówki miały tu chyba nadjeżdżać ze znacznymi prędkościami i polecił żeby media stanęły w innym miejscu. Po tej sytuacji myślałem, że rzeczywiście będzie tu szybko. Ale jednak nie było. Mimo to rajdówki skakały zaskakująco efektownie. Tu skok w wykonaniu Jureckiego: https://youtu.be/p912Bqcw4yw Dla urozmaicenia nagrywałem hopę od przodu i od tyłu. Dodam jeszcze, że przed startem oesu grzmiało, ale u nas spadło ledwie kilka kropel. Za tego, z tego co mówił Marczyk na mecie, to przez pierwsze 8 km jechał w ulewie. A Chwietczuk wyłączał wycieraczki dopiero przed hopą. Pyra w Civicu Type R miał przygodę około 200 metrów za hopą, kiedy zjechał na chwilę na dół z drogi i szybko skontrował dojeżdżając, aż do połowy wysokości wału. Zdarzenia tego ani nie nagrałem, ani nie widziałem. Słyszałem tylko co kibice i pani safety opowiadali. Ponownie zostaliśmy do historyków.
Kolejną pętlę ponownie rozpoczęliśmy od pierwszego oesu. Po dojechaniu okazało się, że spadł tu wcześniej deszcz, ale nawierzchnia była sucha. Miejsce znane mi z lat poprzednich - przejazd przez wał, który dla niektórych zawodników okazuje się małą hopą, a bodajże w 2015 roku przygodę miał tu Poloński, kiedy kierując 208 R2 uderzył w jabłonkę i na karoserię samochodu spadły owoce. Spotkałem tu kolegę i na żadnym samochodzie funkcyjnym nie przetestowałem początkowego ustawienia zoomu. To był błąd, bo kiedy nadjechał Marczyk okazało się, że nagrywam na zbyt dużym zbliżeniu. Później kiedy już znalazłem właściwy zoom, to w kadr weszło mi dwóch kibiców i kiedy próbowałem ich nie nagrywać to niestety zepsułem kilka przejazdów. Generalnie niezbyt byłem zadowolony z tego, co udało się zdziałać w tym miejscu.
Naszym ostatnim odcinkiem był trzeci w pętli, tak żeby zdążyć dotrzeć do Puław na ceremonię mety. Miejsce ponownie mi znane - łącznik szutrowy. Kolegom fotografom bardzo się podobało. Dla mnie było ok, bez nadzwyczajnych rewelacji. Zostaliśmy na około 30 załóg.
Rajd zakończyliśmy na mecie w Puławach, która nie cieszyła się zbyt dużą uwagą osób postronnych.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » piątek, 30 lip 2021, 21:09

12. Wyścig Górski Limanowa 2021
W lipcu najważniejszą imprezą jest dla mnie Wyścig Górski Limanowa. Jest to praktycznie jedyna runda GSMP na której, począwszy od roku 2017, jestem za każdym razem. Głównie z tego względu, że stanowi również rundę Mistrzostw Europy, a do tego nie mam na nią bardzo daleko, bo trochę ponad 300 km. W porównaniu do Ecce Homo tu na plus wypada, że jak jest dobra pogoda, to czołówkę zawodników można zobaczyć nawet 7 razy.
W tym roku nieco rozczarowany byłem listą zgłoszeń, która była słabsza niż dwa lata temu. Szkoda, że Czesi nie stawili się bardziej licznie, bo dysponują fajnymi maszynami i znacząco uatrakcyjniali listę.
Do tej pory przyjeżdżałem do Starej Wsi w momencie, kiedy zawodnicy zjeżdżali do parku maszyn po pierwszym podjeździe treningowym. Ale w tym roku postanowiłem, że chcę być na wszystkich biegach. Takie postanowienie podjąłem późno, bo dopiero w tygodniu wyścigowym. Niezbyt zdecydowanie szukałem możliwości żeby się przespać na miejscu z piątku na sobotę. Przez chwilę przeszła przez głowę myśl żeby ewentualnie przespać się na miejscu w samochodzie, ale chyba bym się nie odważył. Pozostał, więc wyjazd o 4:30, co nielekko mnie przerażało.

sobota
Niełatwo było wstać, dlatego wyjechałem po 4:40. Na autostradzie zaskoczył mnie niemały ruch o tej porze. Do tego kilkusetmetrowa kolejka do bramek na Sośnicy i czasu na dojazd zaczęło coraz bardziej ubywać.
Dotarłem na miejsce, zaparkowałem samochód i żwawym krokiem ruszyłem w stronę startu. Kiedy się tam znalazłem od razu zerknąłem na godzinę - pozostawało bodajże 10 minut do startu, więc nawet nie próbowałem iść jezdnią, tylko od razu bokiem pod górę. Momentalnie zaczynało ze mnie kapać, bo oprócz wysiłku dochodziła jeszcze temperatura. Pominąłem kilku pierwszych zawodników, z czego słyszałem, że jednego chyba obróciło. Niemało zrypany dotarłem do pierwszego planowanego miejsca - PO 5. Tu spotkałem dwójkę znajomych z mediów i jako, że byli oni pierwszy raz na Limanowej, to miejscówkami w zasadzie podążali za mną. Lawetą po awarii została zwieziona Fiesta Sebastiana Steca. Następnie obrałem PO 9.
Kolejny podjazd to PO 13 - szybkie miejsce z widowiskowym odjazdem szuflad, z podwozi których sypały się iskry. Miejsce odwiedzane przeze mnie w 2017 i 2018 roku. W 2019 roku też tu robiłem przymiarkę, ale odpuściłem, bo chyba nie szło tak stanąć, aby widzieć całą partię. W tym roku też nie byłem pewny widoku jaki zastanę, ale było idealnie. Miejsce to wybrał też kolega fotograf, ale kilkanaście metrów dalej. Kiedy do niego zagadnąłem jakiś kibic zapytał kto to jest. Później już w trakcie podjazdu wywiązała się między nami rozmowa. Dość fachowo komentował przejazdy. Dowiedziałem się, że kiedyś miał krótki epizod z wyścigami górskimi, ale głównie ścigał się w rajdach. Twarz skądś kojarzyłem, ale poprosiłem o podanie nazwiska. Okazało się, że tym kibicem był Sławomir Ogryzek. Oczywiście, że pamiętałem takiego kierowcę (kto by nie pamiętał), więc rozmowa zeszła od razu na tematy rajdowe, w tym m.in. starty kierowcy. Fajnie się rozmawiało, ale cierpiały na tym nagrania, bo często nie były prowadzone od początku. Z mojej strony też może mało kulturalne było, kiedy podczas konwersacji co rusz odwracałem się do rozmówcy plecami żeby nagrywać. Mimo to miłe spotkanie. W międzyczasie zadzwoniono do mnie z noclegu, że muszę zdążyć się zakwaterować do godziny 20:00, bo później zamykają obiekt i się nie dostanę. Wypadek w trakcie tego podjazdu miał Bratschi w Lancerze. Zdarzenie to wyeliminowało Szwajcara z udziału także w części niedzielnej. A iskry poleciały spod szuflad Trnki i Fagiollego.
Ostatni sobotni podjazd zawsze spędzam w okolicy PO 6, bo miejsce jest niezłe, a przede wszystkim mamy już już bliżej do samochodu. Stąd nagranie Mariusza Steca w strasznie napompowanej Fieście: https://youtu.be/iGYkQSOiy3g Początkowo widok miałem idealny, ale tuż przed startem dosłownie prawie przed nosem stanęła mi dziewczyna fotograf w kamizelce. Jakoś się nie zebrałem do tego żeby ją poprosić czy może się trochę przesunąć i w rezultacie musiałem nagrywać z wysoko wyciągniętej ręki. Ku mojej uldze dziewczyna zniknęła na czas przejazdów ścisłej czołówki. Im bliżej było końca, tym coraz więcej przerw się pojawiało, a ja co rusz nerwowo sprawdzałem godzinę. W pewnym momencie koło nas został zatrzymany Petit, a jako, że to był tylko trening dla rywalizujących w Mistrzostwach Europy, to Francuz musiał kontynuować jazdę od miejsca zatrzymania. Szkoda, bo chciałem zobaczyć jego szufladę idącą w tym miejscu pełnym ogniem. Podjazd niedługo później dobiegł końca. Już nie czekałem na zjazd zawodników, tylko żwawym krokiem ruszyłem w dół. Zmachany dotarłem do samochodu. Zdążyłem jeszcze po drodze zaliczyć sklep, na czym bardzo mi zależało wobec zbliżającej się niedzieli. Zakwaterować udało się około 20 minut przed dwudziestą. Zjadłem coś, ogarnąłem się i szybko zmorzył mnie sen.

niedziela
Nocleg opuściłem o godzinie 7:00, bo miałem ambitny plan dotrzeć jak najwyżej od startu - jak się uda, to nawet do PO 23. Tylko przeszedłem przez park maszyn, a już czułem zmęczenie. Zawołali mnie znajomi, niezbyt entuzjastycznie do nich podszedłem, bo nie chciałem dokładać niepotrzebnych odległości. Kiedy dowiedzieli się jaki mam plan, to stwierdzili, że dotrę na około 20 minut przed startem biegu. Ja w tamtym momencie bardzo wątpiłem w to, że dam radę tam dotrzeć. Kiedy już byłem na trasie myślałem tylko o tym żeby dotrzeć przynajmniej do PO 15 i będzie ok. Docierając tam sprawdziłem czas i był na tyle niezły, że podjąłem decyzję o kontynuowaniu marszu, choć zmęczenie coraz bardziej narastało.
Wiedziałem po wczorajszej rozmowie z jednym z kamerzystów, że ponoć gdzieś przed PO 23 sypią się iskry spod szuflad, więc pytałem napotkanych kibiców gdzie może być to miejsce, ale żaden nie wiedział. Ostatecznie zdecydowałem się na dohamowanie przed PO 23. Było szybko, ale iskier nie było.
Na kolejny podjazd (pierwszy wyścigowy w Mistrzostwach Europy) zszedłem na PO 15 - patelnię znaną mi sprzed dwóch lat. Do tej pory było gorąco, ale teraz ochłodziło się i momentami pojawiał się dosyć silny wiatr, więc trochę marzłem. Podmuchy dwukrotnie były tak silne, że aż wyrwały palik z ziemi i lądował on na trasie. Na szczęście przed podjazdami zdążał go zabierać jeden z fotografów. Niestety w trakcie tego biegu z awarią zatrzymała się szuflada Petita. Do tego nie wystartował do niego Bormolini formułą. Spadło kilka kropel deszczu, ale nie uczyniły nawierzchni mokrej.
Z tego co pamiętam z lat poprzednich, to po tym podjeździe następował przejazd pojazdów zabytkowych w stronę startu, ale w tym roku go nie było.
Na ostatni bieg wyścigowy ponownie ulokowałem, podobnie jak w sobotę, koło PO 13. Mocno się zachmurzyło, tak że aż się ściemniło i trochę pokropił deszcz. W pewnym momencie do bariery na środku mojego kadru, gdzie widziałem samochody od tyłu, przyczepiono kamerę typu GoPro całkowicie psując ujęcie. Na szczęście wypatrzyłem ją zawczasu i poprosiłem o przesunięcie. Nie było z tym problemu. Widoku nie miałem do końca idealnego, ale było w miarę ok. Wywieszono chyba flagę olejową (później się dowiedziałem, że stanowi ona również ostrzeżenie przed zmienną przyczepnością nawierzchni). Część kierowców z dużym respektem podeszła do tego ostrzeżenia, ale część jechała jakby go nie było. Na szczęście przed przejazdem czołówki flaga zniknęła. Szuflady Fagiollego i Trnki sypały iskrami jeszcze bardziej niż wczoraj. Tu przejazd Czecha, który zajął trzecie miejsce w generalce: https://youtu.be/pIoJEVxxGNA Widać, że bardzo mu leży zamiana Ligiera na Normę. Christianowi Merli zmiana warunków pogodowych nie przeszkodziła w ustanowieniu nowego rekordu trasy. A może nawet to, że było chłodniej w tym pomogło? Do ostatniego podjazdu obok Bormoliniego nie przystąpił również Napione, więc jechała tylko jedna formuła.
Na zjazd zszedłem do PO 6 żeby już mieć bliżej do samochodu. Zostałem jeszcze na ceremonię mety, bo dosyć długą chwilę czaiłem się na nagranie trzech zwycięskich szuflad, ale cały czas kręcili się tam ludzie, więc o czystym kadrze mogłem zapomnieć. Wykorzystałem moment kiedy się trochę przerzedziło i wykonałem ujęcie. Nie wiem czy to było racjonalne, bo obstawiam, że straciłem na to oczekiwanie około kilkunastu minut, jak nie więcej. A w tym czasie już mogłem być w drodze do domu.
A propos powrotu, to zwyczajowym jest korek na skrzyżowaniu w Mszanie Dolnej, ale tym razem stałem też za nim. Widziałem przynajmniej jeden samochód, który zawracał, a że oczekiwanie na minimalne przesunięcie się do przodu trwało długo, to odpaliłem nawigację żeby zobaczyć o co chodzi. Okazało się, że ponoć jest stłuczka, a nawigacja proponowała objazd, więc z niego skorzystałem. W pewnym momencie niespodziewanie padło polecenie skrętu w prawo w wąską drogę, więc je wykonałem. Przejechałem jeszcze kawałek i trafiłem przed czyjeś podwórko. Niemało się nagimnastykowałem żeby zawrócić. Kiedy wracałem do drogi głównej natknąłem się na samochód z przeciwka, ale że to było skrzyżowanie to bez problemu mogliśmy się minąć, bo było szerzej. Problem w tym, że był jeszcze jeden samochód. Pani nim kierująca nieco się cofnęła do wysokości wjazdu na posesję i myślałem, że tam wjedzie i mnie puści, ale tylko stała. Zdecydowałem, że przejmę inicjatywę i sam wjadę na zjazd. Wjeżdżam i nagle łup przodem. Oczywiście z mojej strony poleciało mięso, bo bałem się, że coś uszkodziłem. Na szczęście nic się nie stało. Kiedy opuszczałem wjazd zobaczyłem z jakiego przełamania spadłem. Panią najpewniej też tu doprowadziła nawigacja w poszukiwaniu objazdu korka, bo później dogoniłem ją. Pozostała część drogi do domu obyła się bez przygód. Nie wiem tylko jak pojechały lawety z samochodami zawodników, bo kilka z nich wyprzedzałem dopiero na autostradzie
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » poniedziałek, 16 sie 2021, 21:14

MARMA 30. Rajd Rzeszowski 2021
Z niecierpliwością oczekiwałem na listę zgłoszeń na Rzeszowski, bo byłem bardzo ciekaw ile słowackich R5/Rally2 znajdzie się na liście plus liczyłem na jakieś niespodzianki z zagranicy. Jakie było moje rozczarowanie względem Słowaków, gdy zobaczyłem tylko Drotara w Fabii R5. Słabo, ale były inne niespodzianki w postaci szybkiego Caisa, chyba debiutującego w Polsce Asunmy. Interesująco wyglądało też zgłoszenie Sesksa, który zapewne chciał potrenować przed startem w Ypres. Ciekaw byłem jak wypadnie na tle naszych osiek. Do tego Pan Jarek w Corsie S1600 i ponowny występ Sobczaka w Porsche, więc było nieźle.
Tym razem jechaliśmy w składzie czteroosobowym - znajomy fotograf plus dwójka znajomych. Na mnie miała spoczywać nawigacja i propozycja miejscówek z uwzględnieniem watersplashy na Lubenii i Zagorzycach pod zdjęcia. Jako, że lubię do planowania korzystać ze street view, to byłem rozczarowany, że prawie go nie ma na trasach oesów. Poszedłem, więc trochę na łatwiznę i wybrałem propozycje z przewodnika dla kibiców, bo nie chcieliśmy powielać miejscówek z poprzednich lat.
Prognoza pogody przed rajdem nie nastrajała zbyt optymistycznie, bo zapowiadany był deszcz. Jednak łudziłem się, że jak to na Rzeszowskim będzie słonecznie.

czwartek
Najistotniejszą kwestią obok tego czy Grzyb wystartuje w rajdzie po grubym dzwonie na testach była pogoda, która zapowiadała ulewę. Jadąc do Rzeszowa z Dolnego Śląska niemal cały czas naszej drodze towarzyszył deszcz. Kiedy dojeżdżaliśmy do biura rajdu nawet nawigacja w telefonie ostrzegała przed wystąpieniem silnych opadów. Pierwszy raz coś takiego widziałem, więc wyglądało to poważnie.
Po odbiór akredytacji dla znajomego pojawiliśmy się około 13:40, więc spóźniliśmy się około 10 minut na odcinek testowy. Jeszcze było sucho. Dojechaliśmy do trasy tak żeby mieć jak najbliżej do dosyć widowiskowego wyjścia z lasu. Przejechało kilka rajdówek i niespodziewanie na światłach awaryjnych pojawiła się Fabia w oklejeniu Hercziga. W pierwszej chwili pomyślałem, że fajnie, że doszło jeszcze jedno Rally2, ale zaraz zobaczyłem, że to samochód Grzyba. Później jeszcze chyba dwa razy ten samochód pojawiał się na trasie, za każdym razem na awaryjnych. Później dowiedziałem się, że pierwszy przejazd był jechany normalnym tempem. Stopniowo przemieszczałem się do miejsca docelowego. Po około 40 minutach zaczął padać deszcz, z czasem bardzo silnie. Byłem na to przygotowany, bo miałem parasol. Wyjście z lasu nagrywałem tylko od tyłu, bo w tych warunkach nie miałem ochoty się dalej przemieszczać. W tym miejscu spotkałem m.in. Brodaczy. W pewnym momencie odcinek został wstrzymany, a na trasę wjechała karetka do osoby z epilepsją. Chłopaki z Grupy Rajdowej przerwę wykorzystali na nagranie oryginalnego zaproszenia na rajd: https://www.youtube.com/watch?v=F_9eZvrjda4
Po jakimś czasie znajomy rzucił pomysł, że można pojechać w inne miejsce, więc zaczęliśmy schodzić z odcinka. Kiedy byliśmy już niedaleko od samochodu zobaczyłem Ansumę, który trochę walczył o to żeby Fabia jechała prosto. Podeszliśmy bliżej i Sawicki w Fabii Rally2 niemal wpadł tyłem do rowu w tym miejscu. Wtedy zobaczyliśmy, że droga na całej szerokości jest pokryta błotem, jakby to był Condroz. Po chwili stwierdziliśmy, że tu zostajemy i nie jedziemy już dalej, bo miejsce było zdradliwe. Przekonali się o tym Roefler i Bonder, którzy opuścili tu drogę, co udało się nagrać: https://youtu.be/4tRs0js4OC8 Zostaliśmy jeszcze trochę i nie czekając do końca testowego zwinęliśmy się w kierunku rzeszowskiego rynku, gdzie miał mieć miejsce start rajdu.
Na rampie nie pojawili się m.in. Drotar (słabo, że Słowacy żadnej R5 nie dołożyli do listy), chyba Maj i na pewno Strychalski. Nie wierzyłem też do końca w start Pana Jarka Corsą S1600, ale jednak ten zjawiskowy samochód oczekiwał na wjazd na rynek. Po starcie kilku załóg z rampy poszedłem ku wyjazdowi z rynku, gdzie klimat robili chłopaki z Kochamy Rajdy.
Złożony film z czwartku: https://youtu.be/9381oECOovI

piątek
Wczoraj Marczyk na starcie mówił, że dzisiaj będą ciężkie warunki do jazdy, ale moja prognoza pogody wskazywała, że raczej będzie sucho, więc mentalnie byłem nastawiony na brak opadów. Rano okazało się, że rację miał kierowca.
Wybraliśmy się na Lubenię - na pierwszy przejazd tego oesu wytypowałem spadanie do miejscowości z przewodnika. Miejsce całkiem niezłe, bo było widać kilka zakrętów, ale w tych warunkach przejeżdżane wolno. Mimo to przygodę zaliczył Kowal w Lancerze: https://youtu.be/uyJyv-7bbc0 Nie dojechał do nas Ansumaa, który na wcześniejszej partii urwał koło. Zostaliśmy na trasie do Pana Jarka, bo warunki się nie poprawiały, a chwilami wiatr aż przeginał parasol. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w pobliże watersplasha. Wyszliśmy dopiero około pół godziny przed startem drugiego przejazdu. Myślałem, że będzie wystarczający zapas czasu na zajęcie miejscówki, ale myliłem się, bo ludzi już było sporo. Znalazłem jakieś miejsce z widokiem na wodę, ale niezbyt wygodne. Na plus było to, że nie padało. Corsa S1600 tu już niestety nie jechała. Odważnie do wody skoczył m.in. Cais i Sroka. Zostaliśmy na oesie do pierwszych bodajże trzech załóg HRSMP i pojechaliśmy na serwis. Dowiedzieliśmy się, że jutro Corsa powinna pojawić się na trasie. Zdążyłem coś przekąsić i po około 45 minutach ruszaliśmy na dwa przejazdy kończącej dzień Jodłowej.
Kiedy byliśmy około 20 km od celu wjechaliśmy w ulewę, ale na odcinku nie padało. Chyba zbyt optymistycznie założyliśmy godzinę wyjazdu, bo wobec problemu ze znalezieniem miejsca do parkowania zrobiło się mocno na styk. Kiedy znaleźliśmy przy trasie przejechała ostatnia zerówka, a do dojścia na miejscówkę było jeszcze kilkaset metrów. Znajomy fotograf pozostał w miejscu wejścia, bo jak się później okazało rajdówki trochę tu skakały. Pozostała dwójka znajomych stanęła niewiele dalej. A ja parłem do przodu na miejsce z przewodnika - spadanie łukami w otwartym terenie. Po drodze śmignął mi Marczyk, raczej beznadziejnie nagrałem Kasperczyka i dopiero kolejna rajdówka wyszła jako tako. Miejsce widokowo fajne, bo widać kilka zakrętów, ale bez historii i do tego fragment trasy zasłaniały media, więc byłem trochę rozczarowany. Na domiar złego za kilka minut zaczął padać deszcz. Tu przeżyłem chwile grozy, bo nie mogłem rozłożyć parasola, który wcześniej trochę siłowo złożyłem. Pal licho, że ja zmoknę, ale najważniejsze było uchronienie kamery przed zalaniem. W końcu po kilku próbach się udało. Ponownie musiałem walczyć z wiatrem wyginającym parasol. Po jakimś czasie opady ustały, a ja zszedłem żeby mieć bliżej do samochodu. Spotkałem dwójkę znajomych, którzy nawiązali rozmowę z kibicem z dzieckiem i wyszło na to, że na kolejną miejscówkę pojedzie za nami.
Do kolejnego miejsca było 700 m z prądem odcinka lub około 20 minut dojazdu objeżdżając oes dołem. Wybraliśmy dojazd, więc czekało mnie niemałe wyzwanie nawigacyjne, któremu nie podołałem, bo nie mogłem się odnaleźć na mapie. Co gorsza jeszcze kogoś mieliśmy prowadzić. Czasu do kolejnego przejazdu pozostawało bardzo mało, ale jakoś dotarliśmy na miejsce. Okazało się przejechał dopiero Olchawski. Miejscówka była wybrana z przewodnika - nawrót z widoczną długą partią. W rzeczywistości widoczny był tylko nawrót na wąską drogę i zakręt go poprzedzający, a do tego dwie proste. Byłem rozczarowany, bo było wolno i niewidowiskowo. Jeszcze jakby tego było mało to co najmniej Caisa jakiś kibic zasłonił mi telefonem. Wspaniale. Na plus tylko to, że pojawiło się słońce. Zostaliśmy na moją prośbę do Porsche.

sobota
Jako, że obowiązkowym punktem programu tego dnia był przejazd przez wodę na Zagorzycach, a oes ten szedł jako drugi w pętli, to mogliśmy dłużej pospać. Co prawda oes ten też kończył rajd, ale dla większego komfortu w późniejszym dotarciu na metę wybraliśmy jego pierwszy przejazd. Rano wstawało się przyjemniej niż wczoraj, bo świeciło słońce, chociaż nie było jeszcze nadzwyczaj ciepło.
Nawigując do watersplasha przez chwilę miałem duże wątpliwości czy jedziemy w dobre miejsce, bo znajomy chciał żebyśmy jeszcze zaczepili o jedno miejsce, więc chwilowo kierowałem do niego i później nie byłem do końca pewien gdzie jedziemy. Na szczęście jechaliśmy prawidłowo i na miejsce dotarliśmy z zapasem czasu, więc na spokojnie weszliśmy na skarpę przy przejeździe przez wodę. Zwyczajowo było tu niemało przedstawicieli mediów. Jeszcze przed chyba przed startem odcinka dowiedzieliśmy się, że Chuchała stoi na poprzednim z awarią. Szkoda, ale trochę się tego spodziewałem, skoro już wczoraj kierowca mówił o problemach z silnikiem. Do watersplasha nie dojechał również Kotarba, który utknął w rowie na wcześniejszej partii oesu. Fabia Kabacińskiego dotarła zaskakująco ubrudzona, więc chyba też była jakaś przygoda. Ktoś sobie żartował, że nie umyli rajdówki po piątku. Zostaliśmy do końca przejazdu zawodników z RSMP i korzystając z dłuższej przerwy przed historykami zwinęliśmy się do samochodu.
Następnie udaliśmy się na pierwszy oes - Pstrągową, na miejsce zaproponowane przez znajomego - objazd parkingu przy kościele. Dla mnie miejsce raczej bez historii, ale nie miałem za bardzo pomysłu na ten oes. Chociaż jak jechaliśmy na tą miejscówkę, to dostrzegliśmy naszą zeszłoroczną - tym razem był to zdaje się ostatni zakręt przed metą lotną, ale, że nie chcieliśmy powielać tego miejsca, to pojechaliśmy dalej. Plusem parkingu było to, że dłuższą chwilę mogłem się napawać widokiem Porsche i Corsy S1600. Szkoda, że w zasadzie nie zostaliśmy tu na przejazd samochodów napędzanych na tył, bo ich przejazdy mogłyby być widowiskowe.
Zaraz po Corsie zmierzaliśmy w stronę rzeszowskiego rynku na ceremonię mety. Tu założyliśmy sobie, że zostajemy na pół godziny, więc ledwo co pierwsza trójka klasyfikacji generalnej zjechała z rampy, to my już szliśmy w stronę samochodu. Jako ciekawostkę dodam, że za Caisem z Czech przyjechało kilku wiernych kibiców, których kilka razy spotykaliśmy przy trasie.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » czwartek, 19 sie 2021, 22:24

Zrobię mały offtop, więc jakby ktoś chciał poczytać trochę o mojej wizycie w Katowicach na Tour de Pologne, to zapraszam poniżej.

Tour de Pologne 2021 Etap 6 Katowice jazda indywidualna na czas
To, że wybrałem się do Katowic było trochę kwestią przypadku, bo zaczęło się od tego, że na około 1,5 tygodnia przed startem wyścigu usłyszałem jego reklamę w Radiu Wrocław i wydawało mi się, że była mowa o etapie koło Lubina. Zresztą jak radio z Dolnego Śląska zaprasza na imprezę to wydaje się naturalne, że wydarzenie powinno mieć mieć miejsce w tym rejonie. Od razu sprawdziłem trasę, bo myślałem, że może po długiej przerwie kolarze znowu zawitają w pobliże Wrocławia. Kiedyś co najmniej raz etap Tour de Pologne szedł przez Oławę. Okazało się, że źle usłyszałem, bo chodziło jednak o Lublin. Ale zobaczyłem, że w tym roku w sobotę jazda na czas ma być przeprowadzona w Katowicach i od razu pojawiła się myśl żeby przejechać się na Górny Śląsk. Gdyby to był normalny etap to mocno bym się nad tym zastanawiał, ale tu kolarze mieli jeździć jeden po drugim przez ponad 2 godziny, a do tego startowali około 15:00 - nie trzeba było jechać wcześnie rano, więc szkoda byłoby nie pojechać zobaczyć jak to wygląda na żywo. Mocno się nakręciłem, że pojadę. Przejawiało to się m.in. tym, że prawie codziennie sprawdzałem czy nie ma list startowych zespołów. Kolarstwo trochę oglądam w telewizji, więc trochę się w tym orientuję. Byłem pewien, że zechce się ze mną wybrać do Katowic tato, który też lubi oglądać relacje, ale ku mojemu dużemu zaskoczeniu i trochę rozczarowaniu nie chciał zobaczyć wyścigu na własne oczy. Trochę wierciłem mu dziurę w brzuchu, ale go nie przekonałem i ostatecznie pojechałem sam.
Na podstawie mapy etapu wytypowałem miejsce gdzie chcę się dostać - w teorii miała to być prosta, prawa dziewięćdziesiątka, prosta, nawrót i kolejna prawa dziewięćdziesiątka styczna do pierwszej, więc wydawało mi się, że miejsce będzie techniczne. Na około dwa dni przed wyjazdem typując miejsce do zaparkowania włączyłem zdjęcie satelitarne terenu i okazało się, że te zakręty to są wjazdy i zjazdy z rond, a nawrót to po prostu objazd ronda. To miejsce sobie założyłem, więc już się go trzymałem. Tym bardziej, że miałem tu prosty dojazd z autostrady.
Wyjechałem z około godzinnym zapasem czasu na jakieś błądzenie po drodze, ale nie spodziewałem się, że tyle stracę go w oczekiwaniu na przejazd przez bramki na Sośnicy. Widziałem co się na nich działo, kiedy wracałem z Limanowej i wracaliśmy z Rzeszowa, ale byłem pewien, że było to spowodowane powrotami na Górny Śląsk. Toteż zupełnie niespodziewanie wpadłem w duży korek być może 2 lub 3 km przed bramkami. Słońce piekło niemiłosiernie, więc oczekiwanie na dalszy przejazd nieźle męczyło. W pewnym momencie dojechałem do zjazdu, ale nie zdecydowałem się z niego skorzystać, co może było błędem, bo pozwoliłoby zaoszczędzić trochę czasu. Ze dwa trzy razy zmieniałem pas na ten, który wydawał się szybszy. Moim odnośnikiem było duńskie Berlingo, za którym stałem na lewym pasie i po zmianie pasa na prawy wyprzedziłem go, ale pozostając na nim za jakiś czas jednak zostałem minięty. Ostatecznie straciłem na tym odcinku blisko godzinę, więc zrobiło się mocno stykowo. Ponoć te korki wynikają z wprowadzenia e-TOLL. Jeśli to prawda to wspaniale. Na szczęście dotarłem na miejsce bezbłędnie. Nawigacja wskazywała tam mały korek, więc myślałem, że to kibice kolarscy. Obawiałem się, że w związku z tym będę miał problemy ze znalezieniem miejsca do zaparkowania. Na miejscu ku mojemu zaskoczeniu nie było praktycznie nikogo, więc bez problemu zaparkowałem.
Wszedłem na trasę, a tu prawie nic nie wskazywało na, to że za kilkanaście minut rozpocznie się rywalizacja. Spodziewałem się wygrodzenia barierkami jezdni i obecności kibiców, a zastałem tylko osoby z zabezpieczenia trasy i aż dwójkę raczej przypadkowych kibiców. Kiedy robiłem rozpoznanie trasy treningowo śmignął jakiś kolarz z Jumbo Visma. Poszedłem w stronę planowanych rond i tam już było więcej kibiców. W porównaniu do rajdów kolarze byli cisi. Słyszalny w zasadzie był tylko szum i trzaski. Myślałem, że wzorem innych wyścigów na maskach samochodów towarzyszących umieszczone będą tabliczki z nazwiskami kolarzy, które umożliwiałyby identyfikację jadących. Niestety tu tak nie było. Byłem na obu rondach, po czym sprawdziłem mapę etapu, z której wynikało, że z prądem trasy jest kilka zakrętów, więc stopniowo się tam przemieszczałem.
Tak trafiłem na Nikiszowiec na podstępny dosyć ciasny zakręt po drobnej kostce po lekkim zjeździe. Ustawiłem się na wyjeździe z tego zakrętu, ale stałem za chodnikiem przy drzewie. Tak jak byłbym na rajdzie. Okazało się, że najpierw kolarz z Reprezentacji Polski, a później jeszcze inny pojechali po chodniku nie mieszcząc się w jezdni albo było to celowe. Kiedy podobnie chciał zrobić zawodnik Cofidisu, to musiał zwolnić niemal do zera, bo akurat dwójka osób jechała w tym miejscu chodnikiem.
Fajnie, że tu trafiłem, bo miejsce było bardzo klimatyczne i urozmaiciło nagrania. Oczywiście nie spodziewałem się co tu zastanę, a był tu także półmetek trasy, więc miejsce to było pokazywane w relacji telewizyjnej. Trochę szkoda, że drobnej kostki był tylko mały fragment. Przenosiłem się jeszcze z prądem trasy na dwa kolejne zakręty i w pewnym momencie nagrałem jak Maciej Paterski wymienia rower, w którym uszkodzeniu uległa kierownica: https://youtu.be/wiU8U4SPUq8 Zdziwiony byłem tym, że rower był wyciągany z bagażnika, a nie był na dachu i tym, że zapasowy rower chyba nie był do jazdy na czas. Kiedy było już blisko końca, to włączyłem na telefonie relację z TVP Sport, bo na ścisłą czołówkę chciałem wrócić na drobną kostkę. Tak też zrobiłem.
Ogólnie nie żałuję, że się wybrałem, bo bardzo byłem zadowolony z tego, że przypadkowo trafiłem na kostkę na Nikiszowcu, która robiła robotę. Ciekawe czy w przyszłym roku też będzie jazda na czas, a jeśli tak, to gdzie. Może znowu się wybiorę.
Film z etapu: https://youtu.be/-KNMOlGb6Z4
Ostatnio edytowano środa, 25 sie 2021, 22:48 przez andrew88, łącznie edytowano 1 raz
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » sobota, 21 sie 2021, 21:07

Betard Sparta Wrocław - Marwis.pl Falubaz Zielona Góra
Czyli moja pierwsza wizyta na żużlu. Tato już jakiś czas temu wspominał, że warto by się kiedyś wybrać na "czarny sport". On jeździł na żużel jeszcze w latach siedemdziesiątych. Ja głównie z ciekawości chciałem zobaczyć jak to wygląda i czy mi się spodoba. Wcześniej kilka meczy widziałem w telewizji, więc nie było to dla mnie coś zupełnie nieznanego. W końcu w tym roku postanowiłem, że w końcu się pojedzie. Kilka meczy pokrywało się niestety z innymi wydarzeniami, na których byłem, a do tego zabierałem się do tego trochę niemrawo. Stąd kupiłem bilety dopiero na ostatni mecz rundy zasadniczej. Patrząc na układ tabeli raczej nie spodziewałem się nawiązania walki przez Falubaz, choć Zielonogórzanie musieli bronić się przed spadkiem, więc powinni w zasadzie jechać jak o życie. Bilety wybrałem blisko parku maszyn i sektora gości w piątym rzędzie, bo w niższych już nie było wolnych miejsc. Myślałem, że im bliżej toru tym lepiej.
Na dzień meczu zapowiadane były opady, ale nie martwiłem się o to czy mecz się odbędzie, a o to czy nie zmokniemy i czy na obiekt można wnieść parasol. Do Wrocławia pojechaliśmy pociągiem i już w środku rozpoznałem pierwszą osobę, która również wybierała się na Stadion Olimpijski. Zdradził ją szalik w barwach klubowych. Później na Dworcu Głównym kolejnych kilka osób. W oczekiwaniu na tramwaj kolejna. Nadjechał tramwaj ozdobiony flagami Betardu. Fajnie budowało to klimat. Po drodze oczywiście stopniowo dosiadali się kolejni kibice w różnym wieku w czerwono-żółtych barwach. I tak chyba 2/3 tramwaju jechało na mecz. Od wyjazdu z Oławy cały czas padał deszcz, ale nie jakoś mocno.
Pod Olimpijskim ludzi zebrało się całkiem sporo. Odnaleźliśmy naszą bramę wejściową i weszliśmy na trybuny. Znalazłem nasze miejsca i pojawiło się kompletne rozczarowanie, bo wybór był absolutnie zły. Nie sądziłem, że tu będzie tak nisko i bandy będą aż takie wysokie. Zasłaniały około pół toru. Bardzo słabo. W sumie gdyby nie tato to bym tu został, bo miejsce wskazane na bilecie to dla mnie rzecz, której powinno się raczej ściśle trzymać. On zaproponował żeby pójść na górę i tu widok był idealny, bo było widać cały tor. Usiedliśmy, więc w najwyższym rzędzie. W międzyczasie tor do meczu był przygotowywany chyba od podstaw, bo zaczęło się od bronowania. Mecz miał rozpocząć się o 18:00, a obsuwa sięgnęła niemal 2 godzin. Bardzo się dziwiłem, że tak długo to trwa. Później czytałem, że nad Olimpijskim przeszły wcześniej dwie duże ulewy i tak naprawdę rozegranie meczu było zagrożone.
W końcu zawodnicy zrobili pieszo okrążenie wokół toru, a następnie wykonali przejazdy zapoznawcze. Po nich nastąpiły jeszcze drobne korekty nawierzchni i mógł ruszyć pierwszy bieg. Jak dla mnie był bez rewelacji. Określiłbym go tak, że wystartowali, przejechali 4 okrążenia i dojechali do mety. Bez historii. Kolejne biegi to już trochę więcej wydarzeń, bo były wyprzedzania (głównie w wykonaniu zawodników Sparty), defekty i jakaś walka na torze. Ale Falubaz odstawał bardzo, dwukrotnie tracili pierwsze pozycje tuż przed metą. Miałem wrażenie, że ich motocykle jakoś słabo jadą. Najbardziej wyróżniającymi się zawodnikami zespołu z Zielonej Góry byli Max Fricke i Patryk Dudek, którzy trochę na pocieszenie podwójnie wygrali ostatni bieg. A tu do obejrzenia nagrany komórką (bo kamer raczej nie można) bieg nr 5: https://youtu.be/NH6o1XBkoR8 Dla formalności dodam, że Sparta wygrała z dużą przewagą.
Świetną atmosferę tworzyli kibice, którzy żywiołowo dopingowali zawodników, a do tego spiker, który też fajnie inicjował różne akcje typu druga strona odpowiada czy np. fala. Muszę też wspomnieć o grupie kibiców Falubazu, którzy mieli świetnie zorganizowany doping, którym dowodził kibic z megafonem, a do tego był bębniarz, więc mimo małej ilości kibiców ich doping także był słyszalny. Wszystko to tworzyło fajny klimat. Oprócz bardzo długiego oczekiwania na rozpoczęcie meczu i jak dla mnie nijakiego pierwszego biegu reszta mi się podobała. Jadąc tramwajem na pociąg oczywiście nie zabrakło okrzyków i przyśpiewek kibiców. Czułem się trochę jakbym był na motorsportowym meczu, co mi się podobało na tyle, że jak będzie okazja wybrać się na speedway, to mam zamiar z niej skorzystać. Już sprawdzałem, że wolny termin będę miał na mecz półfinałowy, więc już wypatruję ogłoszenia o rozpoczęciu sprzedaży biletów. A może i na Grand Prix się szarpnę w przyszłym roku? Żałuję tylko, że tak późno miałem okazję zapoznać się z tym sportem na żywo.
Wracając pociągiem do Oławy jeszcze natknęliśmy się na dwóch kibiców Sparty. Tato nawiązał z nimi rozmowę i powiedział, że ja to raczej na rajdy jeżdżę. Okazało się, że jeden z tych kibiców też, więc wywiązała się między nami miła rozmowa, która uprzyjemniła powrót.

P.S.
Nie wiem czy z kolejnego meczu też powstanie relacja, bo tu chciałem Wam pokazać jakie miałem odczucia po pierwszej styczności z żużlem. Może coś napiszę, ale nie gwarantuję tego.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » wtorek, 24 sie 2021, 20:44

II. GMS Albrechtický kopec - Memoriál Jiřího Lose 2021 - tylko niedziela
Tym razem wyjątkowo wybrałem się na niedzielę, bo zakładając niewczesny powrót z żużla w piątek i wczesną godzinę wyjazdu (5:00) trochę masochistyczny byłby wyjazd w sobotę. Po zeszłorocznej edycji, której sobotnia część, po tragicznym wypadku Jiriego Losa, została przerwana w trakcie pierwszego podjazdu treningowego pozostawał duży niedosyt, bo trasa pozostawała mi obca pod względem miejscówek. Swoją drogą od tej edycji wyścig ten nosi miano Memoriału Jiriego Losa, a w miejscu tragicznego wypadku organizator cyklu i zawodnicy postawili tablicę ku pamięci zmarłego kolegi.
Lista zgłoszeń w zeszłym roku była znacząco lepsza, bo impreza stanowiła rundę Mistrzostw Czech, a chyba wobec braku innych zawodów przyjechał wystartować nawet Petit. W tym roku było słabiej pod względem jakości, ale jeden zawodnik szczególnie przykuwał moją uwagę - Felix Pailer, na którego zjawiskową Deltę Integrale oczekiwałem. Niestety około 1,5 tygodnia przed startem wycofał swoje zgłoszenie, więc chyba będę musiał poczekać do przyszłego roku. Zaskoczony byłem obecnością na liście Milosa Benesa, który chyba przyjechał się rozjeździć przed kolejną rundą Mistrzostw Czech. Do tego jeszcze kilka szuflad, formuł i ciekawych samochodów pokroju Lamborghini Huracana, McLarena F1 GTR, Audi Quattro S1 i S2, KTM X-Bow.
Wyjechałem chwilę po 5:00, zaskoczony zostałem remontem drogi w Strzelinie, ale poza tym dotarłem bezproblemowo, bo rozpiskę trasy miałem z zeszłego roku. Podobnie jak wtedy dotarłem od strony mety, bo tu trasa na papierze wydawała mi się atrakcyjniejsza niż od startu. Tym razem na początek chciałem wejść głębiej, a kończyć niedaleko mety - tam gdzie zaczynałem w zeszłym roku. Zapłaciłem 100 koron, dostałem bilet - opaskę na rękę i miałem około pół godziny na znalezienie pierwszej miejscówki. Zbytnio się nie oddaliłem i zadowoliłem się dojazdem do patelni. Na miejscówce byłem tylko ja i czeski porządkowy, ale pod koniec trwania podjazdu od strony startu przyszli dwaj Polacy. Jeden z nich mnie rozpoznał, bo okazało się, że staliśmy koło siebie na Rajdzie Strzelińskim w czerwcu. Po zakończeniu pierwszego podjazdu treningowego ja poszedłem z prądem, a oni w miejsce, gdzie miałem kończyć.
Tym razem chciałem dojść na jak najgłębszą miejscówkę. Po drodze minąłem miejsce śmierci Losa - szybkie wyjście z lasu. Chyba zostały tu wycięte drzewa, a jedno z pozostałych zostało zabezpieczone balem. Tu zaplanowałem sobie, że w pobliżu stanę na pierwszy podjazd wyścigowy. Ale teraz poszedłem dalej i zostałem na prawym zakręcie w otwartym terenie i następującej po nim prostej. Nie miałem zbytnio pomysłu, a już dalej chodzić mi się nie chciało, bo trochę się zmachałem chodzeniem w pagórkowatym terenie. Generalnie miejsce bez historii. Warto wspomnieć, że jeśli dobrze zrozumiałem spikera, to Milos Benes ustanowił w tym podjeździe rekord trasy.
Kolejny podjazd, już pierwszy wyścigowy, to wspomniane wyjście z lasu, gdzie zawodnicy wychodzili na prostą. Tu pierwszy raz słyszałem szufladę idącą na odcięciu. Dokonał tego Benes. Kierując się na ostatnią miejscówkę na chwilę stanąłem żeby zobaczyć swoją partię od przodu i ku mojemu zaskoczeniu mogłem tak stanąć żeby od przodu widzieć wyjście z lasu, prostą i zakręt po niej. A sprawdzałem widok z tego miejsca idąc na drugą miejscówkę i tego nie wypatrzyłem. Szkoda, chociaż będę miał pewniaka na przyszły rok, chyba że roślinność się rozrośnie i zasłoni część trasy.
Ostatnia miejscówka to wyjście z patelni, prosta, a po niej podchwytliwe zakręty lewy - prawy. Jak wspominałem miejsce znane mi z zeszłego roku, ale stając za taśmą coś mi nie pasowało, bo drzewo zasłaniało część trasy. Sprawdziłem nagranie z zeszłego roku i okazało się, że stałem kawałek dalej, ale nie było tam taśmy, więc zadowoliłem się tym jak stanąłem, a w zasadzie usiadłem pierwotnie. Musiałem siedzieć żeby móc nagrywać pod gałęziami drzewa. Miejsce niektórym zawodnikom sprawiało problemy, najgoręcej miał kierujący Audi TT: https://youtu.be/Ti1GfiuqMtI Ku mojemu rozczarowaniu do finałowego podjazdu nie przystąpiło żadne Audi Quattro, na których marchewy w tym miejscu liczyłem.
Pomimo rozpoczęcia zawodów z poślizgiem 15 minut i kilku przerw spowodowanych awariami lub kolizjami udało się zakończyć około 16:00.
Z niecierpliwością będę czekał na kolejną edycję Memoriału, bo bardzo mnie ciekawi jak wygląda wyjście z lasu od przodu.
Wszystko na to wskazuje, że w tym roku to był mój ostatni wyścig górski w Czechach i pewnie pozostaje czekać na Ecce Homo.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » sobota, 4 wrz 2021, 20:57

50. Barum Czech Rally Zlín 2021
Raz na jakiś czas pojawia się sytuacja kiedy Rajd Barum pokrywa się z Baja Poland. Niestety tak było w tym roku i na coś się trzeba było zdecydować. Od początku dawałem znajomym znać, że w tym roku raczej będę preferował Barum, bo tu lista zgłoszeń jest w miarę pewna i silna względem niewiadomej na Pomorzu. Możnaby było poczekać na publikację listy zgłoszeń, ale wtedy zostawało by mało czasu na ogarnięcie noclegu, szczególnie na Czechy. Dlatego podjęliśmy decyzję, że w tym roku wybieramy Barum. W tym miejscu dodam, że to był mój trzeci Barum, ale pierwszy raz cały rajd, bo do tej pory byłem tylko w soboty. Samochodowa lista na Baję była słabsza niż w zeszłym roku pod względem uczestników Pucharu Świata, ale trochę żal mi było Mini Buggy, które dotąd nie startowało w Polsce. Jeszcze bardziej żałowałem, że zgłosiły się aż 4 różne ciężarówki. Lista na Barum trochę mnie rozczarowała, bo spodziewałem się jakichś niespodzianek, a tu było słabiej niż na Polskim, bo brakowało m.in. Kreima, Campedellego, Gryazina, Solansa. Jak jeszcze Breen został zamieniony na Huttunena, Scandola wycofał się z powodu choroby, a Łukjaniuk wydzwonił na testach to już było słabo. Pewnym pocieszeniem był Vlcek w nowym Hyundaiu i20 Rally2 i Kresta oraz Enge w Fabii WRC na oesie miejskim i pierwszym przejeździe Brezovej. Do tego jeszcze Diana, który miał jechać jako historyk, więc mogliśmy go zobaczyć w zasadzie tylko na odcinku miejskim. Na rajd pojechaliśmy z dwójką znajomych fotografów. Ja miałem wolne od nawigacji i planowania. Jedynie przed wyjazdem podesłałem koledze miejsca, w których byłem w ubiegłych dwóch edycjach rajdu.

piątek
Dzień rozpoczęliśmy wcześnie od odcinka testowego. Zgodnie z prognozą pogody z czasem zaczęło padać, ale nie mocno. Znaczna część trasy testowego prowadziła na terenie jakiejś fabryki(?) i wyglądała bardziej niż KJS, niż ERC. Słabo, choć może mogłem skierować się w stronę lasu, gdzie było bardziej rajdowo. A tak widziałem kilka zakrętów wśród zabudowań i sztuczną hopę. Ok, niektóre rajdówki się trochę ślizgały, a jedna załoga nawet zakończyła jazdę po niegroźnym uderzeniu prawym przodem w budynek. Ale poza tym było w zasadzie nudno i montonnie.
Kolejnym punktem dnia była wizyta na serwisie, przed którą dostałem opaskę o tym, że jestem bezpieczny w związku z covidem. Dostałem ją na podstawie wypełnienia kwestionariusza o szczepieniu. Na serwis Mistrzostw Czech można było wejść bez problemu. Wspomnę, że dostrzegłem tu Skodę wariata Urbana - fajnie, że znowu startował po przerwie. Następnie wejście na serwis ERC i tu już były sprawdzane opaski covidowe. Jako ciekawostka, która dosyć kradła zainteresowanie był ustawiony KTM X-Bow, którego oglądałem startującego tydzień temu koło Albrechtic. Poza tym Kopecky stojący w zasadzie prywatnie, a nie pod namiotem Škody wyglądał dziwnie. Było kilka holek, które miałem wrażenie wyłaniały się wraz z pojawianiem się słońca.
Następnie udaliśmy się na rynek na ceremonię startu. Wiedziałem, że na oesie miejskim muszę ustawić się wcześniej, więc po przejeździe przez rampę kilku pierwszych załóg skierowałem się w stronę dworca autobusowego, który wytypowałem jako najbardziej klimatyczną miejscówkę. Niemało czasu mi zajęło dotarcie tam, bo utrudniało je remont drogi. Kiedy w końcu się udało to co zobaczyłem totalnie mnie zaskoczyło. Myślałem, że jak jestem tak wcześnie to spokojnie znajdę miejscówkę, ale ludzi już było dużo. Co gorsza wielu z nich miało ze sobą drabiny, podesty, skrzynki po piwie lub ławki do stania. Były też wolne miejsca na rusztowaniach, a jedno z nich było jeszcze montowane. Nie skorzystałem z nich, bo nie wiedziałem czy mogę. Zdecydowałem się za to wejść do naczepy, co robiłem już na testowym. Ale szybko zostałem poproszony o pokazanie opaski na ręce. Okazało się, że żeby tu zostać trzeba było mieć różową. Kolejnym celem miał być wiadukt z widokiem na dworzec. Tu czaiłem się żeby zobaczyć jak ludzie będą wchodzić i chyba dobrze zrobiłem, bo tu chyba trzeba było mieć żółtą opaskę. Kręciłem się w tę i we wtę. W końcu stanąłem chyba w piątym rzędzie, ale za niezbyt wysokimi kibicami. Miałem widok na nawrót, ale z czasem musiałem nagrywać na maksymalnie wyciągniętych rękach, co przyczyniało się do dużego bólu ramion(?) im bliżej końca oesu było. Do tego stałem tak niefortunnie, że koło mnie był korytarz wejściowo-wejściowy po jedzenie i piwo. Z czasem kiedy koło mnie przechodzili kolejni Czesi zacząłem się zastanawiać czy oni są tu głównie dla rajdu czy w celach konsumpcyjnych. Najbardziej irytujące było to, że przemieszczali się nawet wtedy jak nagrywałem, jakby nie mogli chwilę poczekać. Z tego tytułu mięso pod nosem leciało nader często. Co do rajdu to jedne z największych show robił Diana głównie ze sprawą kibiców z racami. Kilka ostało się również na przejazd Kresty Fabią WRC: https://youtu.be/sEafucEtVXM Wspomnę jeszcze o elektrycznych rajdowych Corsach, których praktycznie nie było słychać. W przeciwieństwie do gwizdów, buczeń i okrzyków. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość rajdów, to bardzo słabo. Kibice co jakiś czas tworzyli fale. W pewnym momencie przeszła mi przez myśl zmiana miejscówki, ale z jej realizacją zwlekałem aż do czasu kiedy na środku kadru wylądowała czyjaś głowa. Wtedy natychmiast udałem się w poszukiwaniu innego miejsca. Było to ryzykowne, bo zaczynała już jechać czołówka ERC. Znalazłem miejsce niedaleko wyjazdu z dworca, ale nie było zbyt wygodne, bo nie dość, że musiałem stać na łączeniach barier, wysoko wyciągać rękę z kamerą, to jeszcze szyja zaczynała boleć. Na szczęście nie zostało już wiele przejazdów do końca. Wróciliśmy na nocleg to chyba było około 0:30.

sobota
Wstając powitało nas słońce, więc łatwiej było się podnieść z łóżka. Na początek udaliśmy się na pierwszy oes - Brezovą, na klasyczne miejsce - arenę. Niestety byliśmy za późno żeby załapać się na przejazd Engego Fabią WRC. Początkowo stałem tak, że widziałem hopkę od przodu, ale bardzo problematyczne było ciągnięcie samochodu, bo przy wysoko wyciągniętej kamerze byłem oślepiany przez słońce. Jazdę na arenie zakończył Oscar Solberg, który bodajże uderzył w drzewo. Dla urozmaicenia poszedłem na chwilę do środka areny, ale nie podobał mi się stąd widok. Plusem tego było, że wypatrzyłem miejsce po drugiej stronie trasy, gdzie było niewiele ludzi. Udałem się tam niezwłocznie, bo coraz bliżej było do przejazdu Pecha Focusem WRC. Rzeczywiście miejsce było fajne, więc ujęcie wurca również takie wyszło: https://youtu.be/TtXplqoahKU Ponieważ kolega wiedział o mojej słabości do Porsche, to zostaliśmy do drugiego przejazdu pierwszego z nich.
Teraz udaliśmy się na trzeci w pętli Komarov. W międzyczasie na Hostalkovej wypadek miał Stritesky, na którego skutek oes został wstrzymany i pojawiło się około 15 minut obsuwy. Na naszym oesie udałem się na patelnie jechane w dół, ale miejsce w zasadzie bez historii.
Kolejny odcinek to wspomniana Hostalkova i ponownie klasyczne miejsce - hopa do lasu, która jest strefą dla kibiców. Po przybyciu oczywiście najlepsze miejsca były pozajmowane, ale zrobiłem jeszcze jedno, nawet za taśmą. Początkowo tylko źle nagrywałem, bo poza kadrem wylądował Marczyk. W pewnym momencie przerwa i informacja o dzwonie Huttunena, który koło nas jeszcze przejechał. Zwinęliśmy się po przejeździe osiek z ERC, ale niezbyt się spieszyliśmy bo były opóźnienia.
W drodze na kolejny oes - powtórkę Komarova dosyć mocno padał deszcz. Na szczęście nim dojechaliśmy ustał. Byliśmy pewni, że mamy jeszcze zapas czasu (wspomniane wcześniej 15 minut), ale parkujemy, a tu słychać rajdówkę. Sprawdzam na telefonie Mikkelsen na mecie. Weszliśmy na trasę, to akurat jechał Marczyk. Dojechaliśmy w to samo miejsce, co poprzednio, ale tym razem zadowoliliśmy się technicznym fragmentem w miejscowości, tuż przed metą. Przejechało około 20 rajdówek i znowu przerwa przez problemy z kibicami we wcześniejszej części trasy. Znowu byliśmy do osiek. Jeszcze pojechaliśmy na wieczorny serwis. Ja z jednym ze znajomych nie mieliśmy zamiaru wychodzić. Zacząłem pisać relację z rajdu, ale co rusz telefon wysuwał mi się z ręki. W końcu uznałem, że to nie ma sensu i w oczekiwaniu na powrót kolegi zdrzemnąłem się. Długi dzień był za nami.

niedziela
Dzisiaj miało padać od około 13:00 do końca dnia. Rozpoczęliśmy od pierwszego oesu - Halenkovice, na lewej patelni. Miejsce bez szału, dlatego z czasem zacząłem spoglądać pod prąd oesu na szybką partię. Z niej dojrzałem zakręt, gdzie rajdówki wzniecają kurz i ostatecznie tam się udałem, ale to było dobre miejsce raczej na czołówkę, która składała się bokiem. Ja złapałem chyba tylko dwie rajdówki w slajdzie. Po wypadku bodajże Kopacka nastała dłuższa przerwa, ale czekaliśmy jeszcze na Widłaka i Lewandowskiego.
Kolejny odcinek to kończąca pierwszą pętlę - Majova. Kolega ostrzegał, że zdążymy może na 10 załogę. Pewnie gdyby nie obsuwa na poprzednim, to zobaczylibyśmy wszystkich od startu. Wychodzimy na trasę i patrzę jedzie Cais, więc jednak zdążyliśmy na wszystkich. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że dzisiaj czołówka jedzie w odwróconej kolejności i młody Czech startował właśnie dziesiąty. Miejsce, jak dla mnie, było bardzo słabe, bo był to szeroki nawrót, gdzie praktycznie nic się nie działo. Mieliśmy tu zostać do Pecha, ale niestety miał awarię.
Nasz ostatni oes to środkowe w pętli Biskupice. Jechaliśmy na partię pod górę od startu po zniszczonym asfalcie. Trochę narzekałem, że szkoda, że nie w dół, bo obawiałem się, że słabsze samochody będą tu zupełnie nieatrakcyjne. Zająłem sobie miejsce za kimś siedzącym, ale po chwili okazało się, że ma kamerę i nie będzie siedział w trakcie przejazdów. Czasu do startu było mało, a ja nie miałem jeszcze obranej miejscówki. Ostatecznie poszedłem kilkaset metrów wyżej, gdzie było mniej ludzi i miałem świetny widok na dwa zakręty. Na pierwszym z nich kilka załóg pojechało za szeroko, w tym m.in. Vlcek: https://youtu.be/WeXxoEn--cg Na drugim podczas cięcia rajdówki np. Llareny czy Mikkelsena stawiało na dwa koła. Zostaliśmy do Porsche, a od startu jeszcze nagrałem Urbana.
Wydawało się, że Cais ma wygraną w kieszeni z taką przewagą nad Honzą. Kiedy wsiedliśmy do samochodu kolega ogłosił nam breaking newsa o wypadku kierowcy Fiesty. Dziwiłem się, że nie dowiózł wyniku do mety.
Na mecie rajdu miał padać deszcz, ale pogoda wytrzymała. Ceremonia mocno się dłużyła, więc nim Polacy przejechali rampę to było przed 20:00. Zlín opuściliśmy chwilę później.
Rajd oprócz odcinka testowego, drugiego oesu w niedzielę, czasami dziwnie ustawionych zakazów stania i czasem przewrażliwionych safeciarzy w zasadzie mi się podobał i mógłby na stałe wejść do kalendarza wyjazdowego. Za rok pewnie się wybiorę jeśli nie na cały rajd, to co najmniej na sobotę.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » środa, 8 wrz 2021, 13:45

3. Rally Turbojulita (Jedlina Zdrój) - 4. Runda Marten Tarmac Masters 2021
Lista zgłoszeń była nadzwyczaj atrakcyjna, bo widniało na niej aż 5 R5, do tego do ścigania wracali m.in. Terlecki i Suder w Fiestach Proto, Sękowski w M3. Na dokładkę ponownie startował Sobczak w Porsche. Ostatecznie w R5 zabrakło Gabrysia w Polo. Sobczak długo nie był na liście oficjalnej, bo zdaje się, że obawiał się znacznych nierówności na placu drzewnym, ale ostatecznie zdecydował się na start.
Na rajd pojechaliśmy we trójkę, z dwójką znajomych fotografów. Co do miejscówek to byliśmy zgodni, że robimy hopę przy kościele koło Jedliny, plac drzewny zaraz po starcie oesu koło Ludwikowic i trzecia miejscówka była do ustalenia. Różniliśmy się tylko w tej kwestii, że ja chciałem zaczynać od pierwszego oesu, czyli placu drzewnego - kierując się zasadą, że skoro to pierwszy oes i to tuż po starcie, to jeszcze wszyscy powinni jechać. Zaczęliśmy jednak od hopy. Stanąłem jak rok temu tak, że skok widziałem od tyłu. Zaskoczony byłem tym, że było tu tak mało ludzi. Przejechały chyba wszystkie zerówki i nastała przerwa. Okazało się, że niewiele dalej jedna z nich wylądowała na dachu i potrzebna była interwencja straży pożarnej. Po kilku minutach oes ruszył. Wróblewski skoczył najbardziej widowiskowo spośród erpiątek. Lubiak shamował, bo miał drobne problemy po dobiciu chwilę przed hopą. Jednak moje największe uznanie w tym miejscu zyskał Sobczak. Byłem pewien, że mocno shamuje skok, ale skoczył i to bardzo zacnie: https://youtu.be/Tersc6T0XIM Sękowski przejechał zachowawczo, ale za chwilę było słychać uderzenie w przdrożny murek. BMW pojechało dalej. Po kilkunastu kolejnych przejazdach postanowiłem, że będę nagrywał od przodu. Grubo skoczył Pindel w 208 R2. Ja nie wytrzymałem i odruchowo się odsunąłem, bo myślałem, że wypadnie. Podobnie jak Sękowski miał problemy przy murku chwilę dalej blokując przejazd. Konieczne było shamowywanie kolejnych załóg. Po kilku minutach Peugeot został usunięty z drogi. Kolejnym, który mnie postraszył był Winiarski w Astrze. Znowu nie wytrzymałem. To nie na moje nerwy kiedy rajdówka krzywo skacze w moim kierunku. Po przygodzie Pindela część mediów zmieniła miejsce i mogłem zająć bezpieczniejsze nie na wprost hopy i do tego za jakimś murkiem. Niedługo ponagrywałem z tej pozycji, bo wskutek opóźnień wcześniej musieliśmy zejść z odcinka, bo teraz w planach była wizyta na serwisie. Trochę szkoda, bo nie zobaczyliśmy m.in. Krysztowiaka w tym miejscu.
Na serwisie posiedzieliśmy około 20 minut do czasu wyjazdu czołówki i udaliśmy się na pierwszy oes w miejsce, gdzie byłem w latach poprzednich, jak ten oes był zapętlony - polanę, gdzie było kilka miejscówek, ale czołówka przejechała dość przyjemnie dla oka, a reszta już jechała zachowawczo. Porsche już niestety nie jechało. Niewiele rajdówek przejechało i nastała przerwa po dużym dzwonie Długosza w Clio. Podjęliśmy decyzję, że przenosimy się we wcześniejsze miejsce tego oesu - na szeroki nawrót. Kiedy tam dotarliśmy oes był już wznowiony, więc wiele rajdówek już nie przejechało. Dużym zaskoczeniem było pojawienie się na końcu Sękowskiego. Miejsce było widowiskowe chyba tylko podczas przejazdów czterołapów. Skończył się przejazd rajdu okręgowego i okazało się, że tuż za nawrotem była meta KJS, więc dobrze, że się przenieśliśmy. Lancery i Imprezy rzeczywiście widowiskowo składały się w nawrót. Dodam jeszcze, że w tym miejscu zastaliśmy Sudera w Fieście Proto, który zakończył jazdę po uderzeniu w drzewo lewym przodem.
Ostatni oes to ponownie pierwszy w pętli i plac drzewny. Tu początkowo nie mogłem znaleźć sobie miejsca, ale wypatrzyłem na wzniesieniu skąd widziałem wjazd na plac, nawrót od tyłu i partię, gdzie rajdówki jechały na mnie i później składała się w dwa zakręty. Zostaliśmy ponownie do początku KJS-u, gdzie przeniosłem się w inne miejsce. Przejechało kilkanaście samochodów i zwinęliśmy się do domu.
Po powrocie widziałem zdjęcia z wypadków Długosza i Sękowskiego. Wyglądały strasznie, szczególnie jak pierwsze zdjęcie jakie zobaczyłem to BMW bez dachu.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » środa, 15 wrz 2021, 23:07

65. EKO Acropolis Rally of Gods 2021
Moim marzeniem na ten rok było zaliczenie co najmniej dwóch rund WRC, tak żeby odbić sobie zeszły covidowy, gdzie nie byłem nigdzie. Udało się wybrać na Chorwację to już połowa planów została wykonana. Jeszcze chciałem dołożyć jakiś szuter, dlatego kiedy pojawiła się informacja o Rajdzie Acropolis, to od razu sprawdziłem kalendarze. Była kolizja terminów z Rajdem Śląska, ale mimo to napisałem do znajomych, że można by się wybrać do Grecji. Pojawiło się wstępne zainteresowanie znajomych, że można spróbować. Kiedy spotkaliśmy się na Rajdzie Polski padła wstępna deklaracja, że jedziemy. Ostatecznie decyzja zapadła na początku sierpnia. Cieszyłem się, że jeszcze ostatni raz zobaczę wurce na szutrze. Ja szukałem noclegów i lotów. Znajomy załatwiał wypożyczenie samochodu i dla siebie akredytację fotograficzną. Na mnie spoczywało też opracowanie planu na rajd, wytypowanie miejscówek i oczywiście nawigacja na miejscu. Miejsca wybrałem trochę na podstawie łatwości dojazdów, a częściowo w oparciu o media book.
Na rajd polecieliśmy we czwórkę. Prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne, bo na początek pobytu zapowiadany był deszcz, który stopniowo miał zanikać.

Przylecieliśmy do Aten we wtorkowe popołudnie. Trochę przedłużył nam się odbiór samochodu, bo początkowo chciano nam dać z oponami z bardzo płytkim bieżnikiem. Po około 20 minutach dostaliśmy samochód z lepszymi oponami, zatankowaliśmy do pełna i ruszyliśmy w około 140 km podróż na nocleg. Wyjeżdżając z Aten widzieliśmy rozległe spalone tereny przy autostradzie. Działało to na wyobraźnię. Około 20:00 dotarliśmy do Arkitsy, gdzie zatrzymaliśmy się żeby zjeść kolację. To co rzucało się w oczy to chodzące wolno psy i koty, które nawet przesiadywały koło ludzi. Stąd już mieliśmy raptem kilka km na nasz nocleg.
Następnego dnia obudził nas dosyć silny wiatr od morza. Teraz dopiero było widać, że do plaży mieliśmy raptem 100 m. Poszliśmy nad morze, a tam plaża pod wodą i niemałe fale. Jako, że to był nasz dzień wolny to wybraliśmy się pooglądać port w Arkitsie. Kiedy kupowaliśmy pamiątki mocno się rozpadało. Pojechaliśmy jeszcze do Atalanti, gdzie zwiedziliśmy rynek, wypiliśmy ciepłą kawę, bo było raczej chłodnawo. Pogoda się nie poprawiała, więc wróciliśmy na nocleg. Mieliśmy tak fajnie, że naprzeciw niego mieliśmy knajpę, więc podeszliśmy zjeść obiad. Obecne były także koty, które niebawem do nas przyszły i miaucząc prosiły o jedzenie. I tak mięso z kurczaka z souvlaka (taki rodzaj szaszłyka)zjadłem na spółkę z jednym z kotów, który albo jadł kawałki z ręki, albo chwytał mięso łapkami. Jako ciekawostkę dodam, że Grecy do każdego posiłku dawali wodę, co ciekawe nawet do kawy.
O 17:00 znajomy uczestniczył przez zooma w briefingu bezpieczeństwa dla mediów, po którym udaliśmy się do Lamii m.in. po odbiór kamizelki media. Jak dowiedzieliśmy się z briefingu kamizelek jeszcze nie było, ale znajomy dostał m.in. identyfikator. Po krótkim oczekiwaniu na sprawdzenie certyfikatów szczepień weszliśmy jeszcze na chwilę na serwis. M-Sport miał ładnie widoczne rajdówki, w przeciwieństwie do pozasłanianych w Toyocie i Hyundaiu. Jedynie i20 WRC Loubeta nie był zakryty. Popatrzyliśmy jeszcze trochę na rajdówki startujące w WRC 2 i 3. A wobec wzmagającego się deszczu i dość późnej pory zwinęliśmy się na nocleg.

czwartek
Mimo wczesnej godziny wyjazdu na odcinek testowy (6:00) nie byliśmy sami, którzy o tej porze nie spali, bo naszemu pakowaniu do samochodu towarzyszył jeden z poznanych wczoraj piesków. Mieliśmy w planie dojechać w około 1/3 długości odcinka drogą ewakuacyjną, ale po dojeździe do niej i zobaczeniu błota została podjęta raczej racjonalna decyzja żeby się tu nie pchać. Z naszym samochodem było duże prawdopodobieństwo, że będziemy mieli problem z wyjazdem. Dojechaliśmy, więc w okolice startu, którędy weszliśmy na trasę po przejeździe pani Mouton. Przeszedłem kilkaset metrów i znalazłem fajny widok ze skarpy na dwa zakręty od przodu. Pogadałem na tematy rajdowe z jakimś Bułgarem, później spotkałem kibiców z Polski, z którymi też zamieniłem słowo. Spędziłem tu prawie cały pierwszy przejazd. Po Gryazinie przeniosłem na drugą stronę skarpy skąd widziałem lewy 90 i nawrót. Rosjanin chyba miał jakieś problemy na tym nawrocie, co było słychać. Do tej pory pogoda była całkiem niezła, bo mimo tego, że było trochę chłodno, to co najważniejsze nie padało. Ale teraz po kilku przejazdach się rozpadało, a ja nie zabrałem z Polski parasola, bo nie byłem pewny czy mogę go wziąć do bagażu podręcznego. Schroniłem się pod namiotem greckich kibiców, skąd nawet mogłem kontynuować nagrywanie, ale w ograniczonym zakresie. Byłem schowany przed wodą, ale jak się okazało nie przed błotem, bo ze 3 wurce obryzgały trochę błotem wszystkich stojących pod namiotem. Z powodu opadu, w obawie o kamerę, byłem zmuszony postać tu sporo czasu. Kiedy przestało padać przeniosłem się jeszcze w okolice dziewięćdziesiątki, ale tu już długo nie byłem, bo niebawem dostałem smsa, że znajomi są już przy samochodzie. Fourmaux nagrany z tego miejsca: https://youtu.be/8P8q0UHDqGc Kiedy schodziłem z odcinka nałapałem butami tyle błota, że czułem jakby były dwa razy cięższe. Decyzja o wcześniejszym zejściu z trasy okazała się słuszna, bo już prawie nikt nie jeździł, a coraz bliżej było do godziny 11:00, czyli końca przejazdów.
Po testowym znajomy wstąpił na chwilę do biura rajdu, gdzie odebrał kamizelkę. Widzieliśmy, że po rajdówki były podstawione lawety, które miały przewieźć samochody do Aten na ceremonię startu i pierwszy oes. My także powoli zmierzaliśmy w stronę greckiej stolicy. Po drodze jeszcze dosłownie na moment zboczyliśmy z drogi żeby zobaczyć miejsce bitwy pod Termopilami. Na dłużej zatrzymaliśmy się na naszym noclegu, gdzie z grubsza oczyściłem z błota buty, spodnie i plecak. Później zjedliśmy obiad naprzeciw i znowu kotek, chyba nawet ten co wczoraj, dostał ode mnie trochę mięsa. Po czym spakowaliśmy się, bo nadchodzącą noc mieliśmy spać w okolicach Aten. Tu podziękowania należą się koledze, który podsunął ten pomysł, a ja go zmodyfikowałem tak żeby lepiej nam pasował. Takie rozwiązanie oszczędzało nam mnóstwo czasu i przejechanych kilometrów w czwartek i piątek. Bo w piątek pierwsze oesy były położone koło Kanału Korynckiego. Tym razem dojeżdżając do Aten aż czuliśmy spaleniznę po pożarach. A energetycy stawiali nowe słupy pod zniszczoną żywiołem linię. Od momentu przylotu drugi raz się wypogodziło.
Ceremonia startu była zlokalizowana blisko Akropolu, ale dotrzeć tam i zaparkować to było wielkie wyzwanie. Kosztowało nas to sporo nerwów, ale udało się. Przyznam, że zwątpiłem w dotarcie na start na czas. Postaliśmy na przejazd przez rampę kilku pierwszych wurców i przenieśliśmy się w stronę superoesu. Rajdówki praktycznie można było tu oglądać jedynie na dojazdówce do odcinka, bo tu nie było wielkich tłumów. Próbując dotrzeć do trasy kilkukrotnie napotykałem policjantów pilnujących dojść. W końcu trafiłem na wejście na oes, skąd widziałem bramę symbolizującą start, ale tu też przejścia pilnowali policjanci. Po tym odpuściłem. Jeszcze z odległości kilkuset metrów nagrałem widocznego na beczce Mikkelsena, ale nie miało to większego sensu. Muszę przyznać, że tak wielkiej ilości ludzi się nie spodziewałem. Postanowiłem, że pójdę do samochodu tak jak wchodziliśmy, ale poszedłem źle i trochę się zgubiłem. Znajomi już dotarli na parking, a ja błądziłem. Kolega wysłał mi zdjęcie z adresem, ale był napisany greckimi literami. Ostatecznie skończyło się tak, że poprosiłem o pomoc Greków i miła Greczynka wpisała mi w nawigację adres po angielsku. Byłem uratowany. Później okazało się, że przechodziłem bardzo blisko miejsca zaparkowania samochodu, ale nie pamiętałem jak należy dojść do parkingu. Na koniec dnia zakwaterowaliśmy się jeszcze pod Atenami, ale warunki noclegu delikatnie mówiąc były słabsze niż tam gdzie spaliśmy poprzednią noc.
Złożony film z odcinka testowego: https://youtu.be/9vfSO0K8_wY

piątek
Dojazd do oesu (pierwszy odcinek dnia - Aghii Theodori 1) zajął nam dłużej niż zakładałem, bo nie spodziewałem się korka na 20 minut w stronę Pireusu. Później jeszcze spory kawałek karkołomnej drogi i dotarliśmy na trasę, w miejscu gdzie był nawrót. Widząc ile tu przyjechało ludzi od razu odpuściłem nawrót i poszedłem bokiem za Grekami, bo myślałem, że mnie gdzieś doprowadzą. Mocno podrapałem nogi, bo musiałem przebijać się przez chaszcze, ale dotarłem do trasy około 200 m przed nawrotem. Wiedziałem, że kawałek dalej jest możliwa hopa i tam chciałem dotrzeć, ale safeciarz kazał się wracać. Stanąłem tak, że widziałem wyjście z szybkiego zakrętu - miejsce takie sobie i utwierdził mnie w tym przejazd Ogiera. Ale kiedy przejechał Evans, przyciął zakręt to Yarisa podbiło i okazało się, że na wurcach jest tu fajnie. Na Rally2 słabo, bo wolno. Znajomi później mówili, że za nawrotem zatrzymał się Ostberg i coś grzebał pod maską. Zostaliśmy gdzieś do przejazdu Lindholma i zapadła decyzja, że wyjeżdżamy stąd żeby później uniknąć korka i jedziemy na inny oes. Tak żeby być bliżej noclegu. Było to wbrew planowi, bo mieliśmy zostać na drugi przejazd tego samego oesu, ale nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo już nieraz w przeszłości na WRC trzeba było improwizować. Sięgnęliśmy do media booka i zdecydowaliśmy, że jedziemy na przedostatni dzisiejszy oes - Thiva, czyli Teby.
Dojeżdżając na ten odcinek znowu widzieliśmy spalone lasy i domy. Sam dojazd do trasy był elegancki, bo w całości prowadził po asfalcie. Mieliśmy też ponad godzinę czasu zapasu, więc przeszliśmy na rekonans miejscówki. Według media booka miało tu być podbicie rajdówek na dwa koła. Znajomy doradził mi żeby stanąć od tyłu, gdzie będę widział wyjście z zakrętu poprzedzającego i podbicie od tyłu. Tak zrobiłem, ale nie byłem pewien czy kurz za rajdówką nie będzie zasłaniał podbicia. Przejechały wszystkie zerówki i było ok. Jednak kiedy pojawił się Ogier, to chmura kurzu zasłoniła tył Yarisa. Ponadto okazało się, że to nie podbicie, a mała hopa. Niezwłocznie przeniosłem się na widok od przodu, bo zależało mi na skoku i tu fajnie było widać. Tak pojechał tu Tanak: https://youtu.be/siP6JMC0c7s Po kilku przejazdach przeniosłem się żeby widzieć hopę bardziej na wprost. Wtedy pewien starszy Grek, który stanął koło mnie zapytał czy dobrze, na co odpowiedziałem, że dobrze i tak zaczęła się nasza miła rozmowa. Mówił, że jego kolegą jest Marek Citko. Pokazywał zdjęcia z Polski. Dowiedziałem się, że w wojsku był dowódcą skoczków spadochronowych, bo zdjęcia z czasów służby też pokazywał. Zostałem na tej miejscówce, bo była pewna, do przejazdu Lindholma. A później na Grekach w ramach eksperymentu poszedłem zobaczyć co jest z prądem odcinka. Od znajomego wiedziałem, że około 300 m dalej jest podbicie. Znalazłem dosyć szybką partię, gdzie rzeczywiście podbijało rajdówki, więc to chyba było to. Super miejsce. Bardzo żałuję, że nie odważyłem się przyjść tu wcześniej. Zostaliśmy do końca Rally2 i wróciliśmy na pierwotny nocleg.
Dodam jeszcze, że zastanawialiśmy się nad przyjazdem na ostatni oes - Elatię. Decyzję mieliśmy podjąć po przejeździe Kajta. Nasz kierowca jeszcze się nie pojawił, a już była 17:00. Elatia miała ruszać o 17:40 i mieliśmy na nią ponad godzinę dojazdu, więc ta kwestia rozwiązała się sama.
Jeszcze wieczorem sprawdziłem co zaplanowałem na jutro i zmieniłem miejscówkę na pierwszy oes, a mając już dzisiejsze doświadczenie nie zakładałem, że sztywno będziemy realizować plan. Stąd decyzję co będziemy robić po pierwszym odcinku mieliśmy dopiero podjąć po przejeździe Kajta.

sobota
Z mojego punktu widzenia zmiana planu wyszła na zdecydowany plus, bo dojazd i miejscówka były niezłe. Ale uszczegóławiając, to za zmianą przemawiała spodziewana łatwość dojazdu i otwarty teren przy trasie. Do oesu rzeczywiście dotarliśmy łatwo, ale przed naszym dojazdem na miejscówkę utworzył się korek i co gorsza samochody zawracały. Okazało się, że policja pilnowała bezpośredniego dojazdu, ale nas na szczęście puściła widząc naklejkę media. Jakby nie to, to czekałby nas czterokilometrowy marsz pod górę do trasy. Wiele ludzi tak robiło. My podjechaliśmy na 900 m przed oesem, ale droga była dosyć karkołomna dla naszego samochodu. Jako, że byliśmy w górach to temperatura wynosiła 12 stopni, nawierzchnię oesu Pavliani stanowiło ubite błoto. Od razu przy wejściu na trasę znajdowała się dosyć fajna miejscówka, gdzie było widać rajdówki wychodzące z szybkiego lewego zakrętu i następujący po nim prawy i dalej łuki. Mankamentem było to, że prawy w znacznej części zasłaniało drzewo. Zostałem tu chyba do Mikkelsena, a później przemieszczałem się pod prąd oesu, do czego zachęcało położenie trasy w otwartym terenie. I tak na końcówkę WRC 2 poszedłem jeszcze kawałek. Tu nagranie Kajetanowicza z jeszcze dalszego miejsca: https://youtu.be/YpoLSbkZaU0 Umówiliśmy się, że po przejeździe Kajta schodzimy, ale po drodze nim dotarłem do samochodu nagrałem jeszcze Lindholma i kogoś w C3 Rally2. Nie planowałem wcześniej dalszej części dnia, więc teraz z wyliczeń wyszło, że możemy jechać na oes Bauxites.
Po drodze przez jezdnię przechodziło nam kilka sztuk kóz, których pilnowały dwa psy. Jeszcze więcej zwierząt czekało w krzakach. Lubię różne takie atrakcje, bo fajnie budują klimat. Na trasę dotarliśmy z godzinnym zapasem czasu. Samochodów tu zaparkowanych było mnóstwo, pewnie z powodu banalnego dojazdu drogą główną. Ja też kierując nas tu tym się kierowałem. Miejsce stanowił fragment asfaltowy, który prowadził na szuter, więc każdy z nas sam musiał sobie znaleźć coś co by mu odpowiadało. Mnie zainteresowało zasyfione skrzyżowanie, gdzie rajdówki wjeżdżały na szuter. Ustawiłem się na małej skarpie za jakimiś siedzącymi kibicami, z widokiem na wjazd od tyłu. Dodam jeszcze, że dotarcie tutaj kosztowało mnie sporo nerwów, bo było dość sypko i musiałem uważać na kujące rośliny. Dla pewności zapytałem siedzących czy później będą wstawać. Na co dostałem odpowiedź, że oczywiście. Dla mnie była to świetna wiadomość. Chwilę postałem zrezygnowany i poszedłem zobaczyć co jest dalej z prądem oesu. Po 200 m trafiłem na coś na kształt podbicia, do tego z łatą asfaltu. Postanowiłem, że tu zostaję, bo oczyma wyobraźni widziałem w tym miejscu możliwą nawet hopkę. Taak, przejechał Loubet i okazało się, że całkowicie się myliłem. Niezwłocznie szukałem innego miejsca. Ostatecznie zakotwiczyłem na skale z dwoma Grekami. Widziałem stąd z dużej odległości wjazd na szuter od przodu, a później rajdówkę trochę zasłoniętą roślinnością. Uznałem, że to mi wystarczy, bo jeden samochód mam dwa razy. Po jakimś czasie Grecy poprosili żeby im zrobić zdjęcie telefonem, jeszcze chwilę porozmawialiśmy i zostałem sam. Ponownie mieliśmy schodzić po Kajetanowiczu, ale nim opuściłem trasę to nagrałem jeszcze Solberga, który się pojawił się niespodziewanie. Zejście z trasy zajęło mi sporo czasu, bo niełatwo było znaleźć ścieżki prowadzące do drogi głównej. Robiłem tak, bo nie chciałem schodzić oesem.
Teraz mieliśmy jechać na drugi przejazd pierwszego oesu. Odczytałem smsa od kolegi o wypadku śmiertelnym na Rajdzie Śląska i trochę atmosfera nam siadła. Z widzenia pilotkę znałem. Fajnie, że dzieliła pasję z mężem. Przykro, że tak się to skończyło.
Początkowo planowałem nam przejazd przez wodę z media booka, ale jak zobaczyłem jaki tam jest trudny nawigacyjnie (niewykluczone, że również terenowo) dojazd, to poddałem się i zaproponowałem żeby dojechać w miejsce z prostszym dojazdem. Ale dojazd bardzo stromy po szutrze. Z naszym samochodem nie warto było ryzykować utknięcia gdzieś na dojeździe. Z konieczności pojechaliśmy w okolice mety. Tu mieliśmy być stosunkowo krótko, bo oes ruszał o 16:26 i miał długość 24,25 km, a mieliśmy jeszcze zaplanowaną wizytę na serwisie w Lamii o 19:03. Po przeliczeniu czasu dojazdu rajdówek do nas i naszego dojazdu na serwis zapadła decyzja, że odpuszczamy ten oes żeby być wcześniej w Lamii. Szkoda być pod oesem i nie móc na niego wejść, ale zostałem racjonalnie przekonany.
Kiedy zjeżdżaliśmy na start jechały czołowe rajdówki, więc zdziwiło nas, że jechał już m.in. Prokop, który miał startować jako może czternasty i do tego taką czystą Fiestą. Po drodze jeszcze widzieliśmy Gryazina, Ostberga i Rossela - chłopaki porobili sobie z nimi zdjęcia. Na serwis dotarliśmy na godzinę przed czasem. Zostaliśmy poczęstowani sokiem i wodą przez bardzo miłą panią. Kupiliśmy w stargowanej cenie czapki z logiem rajdu. Obeszliśmy jeszcze inne stoiska, ale wstępu do stanowisk serwisowych nie mieliśmy. Nawet fotograf z naszej ekipy nie był do tego uprawniony. Wyszliśmy z serwisu jeszcze przed wjazdem rajdówek. Szkoda, że nie wiedziałem, że tak będzie, bo może była możliwość robić odpuszczony oes. Na noclegu trochę się zastanawialiśmy co będziemy robić jutro żeby znaleźć kompromis.

niedziela
Ostatni raz wyjazd na oesy o 6:00. Na początek pierwszy oes - Tarzan i miejsce wybrane z media booka z łatwym dojazdem. Policja zablokowała drogę na kilkanaście km przed oesem, ale my wskazując nalepkę media zostaliśmy wpuszczeni. Przez cały rajd oszczędzała ona nam długie dojścia. Jechaliśmy cały czas drogą asfaltową, ale nawigacja kazała wjechać na stromą szutrówkę. Nie chcieliśmy tam wjeżdżać, czasu do startu oesu było mało, a ja nie wiedziałem co robić. Wydawało się, że odcinek stracony. Ale znajomy kontynuował jazdę drogą asfaltową i bardzo dobrze, że tak zrobił, bo okazało się, że nawigacja wymyśliła taki skrót. Świetny. Dotarliśmy na miejsce kilka minut przed startem oesu. Ludzi mimo zablokowanego dojazdu było mnóstwo, więc miałem zagwozdkę jak stanąć. Na początku ustawiłem się tak, że widziałem rajdówki od tyłu w szybkim, szerokim zakręcie. Później kombinowałem z nagrywaniem na maksymalnie wyciągniętych do góry rękach, albo z przykucu. Jakąś różnorodność udało się uzyskać. Zostaliśmy do przejazdu jedynego w stawce Polo R5, bo lubię tą rajdówkę. Może mogliśmy zostać dłużej, ale nie wiedziałem jak długo zajmie nam dojazd do mety Tarzana i pierwszy jego przejazd pokazał, że warto być wcześniej i zająć sobie miejscówkę. Dlatego asekuracyjnie zeszliśmy po 26 załogach.
Przy mecie power stage był wyznaczony parking dla mediów, z którego skorzystaliśmy i od razu poszliśmy na trasę żeby zrobić rozpoznanie. Okazało się, że w tym miejscu są szybkie łuki. A ja idąc dalej znalazłem jeszcze przejazd przez bramę reklamową na spadaniu. Podejrzewałem, że to może być hopa, więc tu zostałem. Później zapytałem jednego z kibiców, który był tu na pierwszym przejeździe czy to hopa, ale odpowiedź była przecząca. Znowu miałem zbyt bujną wyobraźnię. Mimo to miejsca nie zmieniłem, bo chciałem zobaczyć jak to będzie wyglądać. Było ok, tylko mocno się kurzyło i drzewo zasłaniało odjazd rajdówki. Zostałem tu na kilka pierwszych samochodów, a później przemieszczałem się w stronę mety. Na dłużej zostałem na wyjściu z prawego zakrętu, gdzie efektownie pojechał Rovanpera: https://youtu.be/km4RfhZM2wY Zwinąłem się do samochodu po przejeździe kilku rajdówek po Polo R5, bo znajomi już na mnie czekali.

Podsumowując rajd mi się podobał, bo praktycznie wszystkie miejscówki były fajne. Z tym, że niektóre tylko na wurcach, czego najlepszym przykładem jest pierwszy piątkowy oes. Pogoda była niezła, oprócz czwartkowego odcinka testowego. Znacznie cieplej zaczynało się robić, kiedy wyjeżdżaliśmy. Plan, który wymyśliłem okazał się zbyt optymistyczny, bo w piątek chyba nie było szans zostawać do Kajta i zaliczyć 3 oesy. Fajnie, że wtedy znajomi zaproponowali żeby wybrać się na inny oes, bo dzięki temu byliśmy na hopie. Trzy planowane oesy prawie udałoby się zaliczyć w sobotę, kiedy byliśmy już nawet zaparkowani blisko trasy, ale ostatecznie pojechaliśmy przedwcześnie na serwis. W pełni plan udało się zrealizować tylko w niedzielę. Jeśli w przyszłości będzie możliwość ponownej wizyty w Grecji z chęcią bym z niej skorzystał.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » środa, 29 wrz 2021, 22:00

Finał PGE Ekstraligi 2021 WTS Betard Sparta Wrocław - Motor Lublin
Jeśli ktoś nie ma ochoty czytać to zapraszam na dół, gdzie znajduje się obszerny film z meczu. Niestety nagrany telefonem, więc jakością nie powala.
Coś pokręciłem w poprzedniej relacji z żużla i wydawało mi się, że 26.09 dopiero jest jechany mecz półfinałowy, a to jednak już miał być finał lub mecz o 3 miejsce. Sparta wygrała z Unią Leszno, więc miała walczyć o mistrzostwo.
Emocje związane z finałem zaczęły się na ponad tydzień przed zawodami, kiedy przyszło do kupna biletów. Pierwszeństwo zakupów mieli m.in. posiadacze karnetów, a dla zwykłych kibiców sprzedaż miała ruszyć w piątek o 14:00. W oczekiwaniu śledziłem które miejsca są wybierane i wytypowałem najlepsze dla nas (mnie i taty). Specjalnie oczekiwałem na 14:00, bo podejrzewałem, że bilety szybko się mogą rozejść. Myślałem, że kupno zajmie mi około 10 minut, ale myliłem się. Kiedy wybiła 14:00 strona ze sprzedażą musiała być mocno okupowana, bo ledwo działała. Przez pierwszą godzinę sprzedaży nie kupiłem biletów. Raz nawet dotarłem do momentu zapłaty, ale mnie cofnęło. Miejsca znikały bardzo szybko, więc upadł plan siedzenia koło siebie, bo z czasem zostawały tylko pojedyncze miejsca. Z czasem chciałem kupić już jakiekolwiek bilety, ale po wklepaniu danych taty okazało się, że już ktoś taki numer wpisał. Czyli dla siebie bilet mogłem kupić, a dla niego nie, bo ktoś wpisał omyłkowo jego numer. Super. Dochodziła 16:00 i już praktycznie nie było wolnych miejsc. W końcu chciałem kupić już tylko bilet dla siebie, ale było już za późno. Zrezygnowany i zirytowany bezowocnym poświęceniem 2 godzin wszedłem dla formalności w zakładkę moje bilety i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu widniały tam 2 nieopłacone bilety na prawie najwyższy rząd z miejscami koło siebie. Byłem uradowany takim zwrotem akcji. Pojawienie się w zakładce biletów było o tyle dziwne, że podczas prób kupna kontrolnie sprawdzałem tą zakładkę i nic tam nie było. Finalnie miejsca były bliskie temu co planowałem, więc byłem bardzo zadowolony. Z komentarzy wiedziałem, że nie wszyscy chętni zdołali kupić wejściówki.
Mogłem już na spokojnie śledzić przebieg pierwszego meczu finałowego w Lublinie, który z powodu opadów deszczu przełożony został na czwartek, niemal tuż przed przyjazdem zawodników na niedzielną drugą część finału. Na stadionie Motoru Lublin był remis, więc Wrocławianom taki sam wynik wystarczył do zwycięstwa. Prawdę mówiąc mi było trochę obojętne kto wygra. Liczyłem na wyrównaną walkę i fajną atmosferę na stadionie. Może jakby to usłyszał jakiś kibic Sparty to dostałbym w łeb ;)
Wahałem się jak tym razem dotrzeć na Stadion Olimpijski, bo chciałem zostać do samego końca dekoracji i ewentualnej oprawy. Wybór padł na samochód i parking przy stadionie. Jako, że to finał to liczyłem się z tym, że będzie wielu chętnych do parkowania, więc wyjechaliśmy do Wrocławia chwilę po zakończeniu transmisji z GP Rosji F1. Zostaliśmy skasowani 10 zł za parking, więc wychodzi to podobnie kosztowo lub nawet lepiej niż dojazd pociągiem, a później tramwajem. Plus jest jeszcze taki, że po meczu wsiada się w samochód i nie jest się uzależnionym od kolei. Minus taki, że przez to traci się trochę z atmosfery, bo nie jedzie się w gronie innych kibiców, nie słyszy się przyśpiewek. Trochę tego szkoda, ale w przyszłości chyba będę wybierał dojazd samochodem.
Okazało się, że na parkingu było jeszcze bardzo dużo miejsca, więc mogliśmy wyjechać później.
Odniosłem wrażenie, że przed meczem finałowym część sponsorów Sparty chciała się zaprezentować kibicom, bo pojawiło się kilka ich stoisk z różnymi gadżetami. Na kilka udało się załapać.
Wchodząc na stadion można było wziąć żółto-czerwoną flagę, która była dedykowana specjalnie na finał. Fajny pomysł :) Na trybunach okazało się, że siedzimy raptem kilka miejsc od zajmowanych podczas meczu z Falubazem. Tego nie planowałem, ale wyszło fajnie.
Kibiców Motoru Lublin było dużo i byli bardzo słyszalni, dzięki zorganizowanemu dopingowi. W trakcie prezentacji zawodników, kiedy specjalnie przygotowany samochód obwoził ich wokół toru na trybunach pojawiło się morze flag - wyglądało to zjawiskowo. Jednak na mnie jeszcze większe wrażenie zrobiło odśpiewanie hymnu narodowego przez cały stadion.
Przechodząc do przebiegu meczu to będzie krótko, bo jeśli nie było równania toru, to przerwy pomiędzy biegami były krótkie, a ja też nie wiedziałem co pisać.
1 bieg - tuż po starcie przewrócił się Artem Łaguta (Sparta) tak niefortunnie, że uszkodził motocykl. Okazało się, że nikt się do tego nie przyczynił, tylko zdaje się motocykl się uślizgnął. Rosjaninowi na szczęście nic poważnego się nie stało, dostał nową maszynę, więc powtórka biegu odbyła się w pełnym składzie. Reprezentanci Sparty zdobyli komplet punktów.
2 bieg - młodzież z Lublina również przywiozła komplet punktów.
3 bieg został przerwany po falstarcie Macieja Janowskiego (kapitana Sparty), zawodnik ten dostał ostrzeżenie. W powtórce biegu po zaciętej walce, gdzie jeden z Wrocławian był przez chwilę nawet na prowadzeniu wygrał Motor 4:2.
4 bieg na remis.
5 bieg został przerwany po falstarcie Jarosława Hampela (Motor), tu również było ostrzeżenie dla reprezentanta drużyny z Lublina. Po powtórce biegu wygrana Sparty 4:2.
6 bieg - wygrana Motoru 4:2.
7 bieg - wygrana Sparty 5:1.
8 bieg na remis.
9 bieg - 5:1 dla Motoru.
10 bieg na remis, chociaż wydawało się pod koniec, że będzie 4:2 dla klubu z Wrocławia, ale jednak zawodnik Motoru był minimalnie z przodu.
11 bieg - 5:1 dla Sparty.
12 bieg - 4:2 dla Sparty, ale mało brakowało, a Motor by przyjechał na remis.
13 bieg - 5:1 dla Sparty i w zasadzie zdobyty tytuł Mistrza Polski, Motor miał szanse na mistrzostwo już tylko matematyczne.
14 bieg na remis.
15 bieg 4:2 dla Sparty, w meczu 50:40 i po remisie w Lublinie 95:85 dla Sparty.
Po 13 biegu stadion wpadł w euforię, a zawodnicy klubu z Wrocławia już trochę poświętowali zdobycie tytułu. Po ostatnim biegu oczywiście rozpoczęły się dekoracje. Najpierw przegranych i tu bardzo fajnie wyszło, bo spiker wyczytywał imię zawodnika, a cały stadion dokrzykiwał nazwisko. Ponadto kilka razy kibice Sparty skandowali Motor Lublin. Bardzo sympatycznie, bo to pokazywało, że nie ma wrogości między kibicami przeciwnych drużyn, tylko jest dzielenie się radością ze święta żużla. Podobało mi się takie okazanie szacunku przeciwnikowi. Po udekorowaniu zawodników Sparty odbyła się runda honorowa zwycięzców wokół toru, a następnie żużlowcy skierowali się pod zegar, gdzie na Olimpijskim znajduje się sektor aktywnych kibiców, aby razem z nimi świętować triumf. Na koniec odbył się widowiskowy pokaz laserowo-pirotechniczny.
Bardzo się cieszę, że mogłem być częścią tego wydarzenia i doświadczać na żywo emocji jakie ze sobą niosło.
Obszerny film z meczu: https://youtu.be/EDz_dHlcYRo
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » wtorek, 5 paź 2021, 19:04

49. Rajd Świdnicki-KRAUSE 2021
Po roku przerwy powróciłem na Rajd Świdnicki, na który pojechałem ze znajomym fotografem. Wytypowałem jakieś miejscówki w oparciu o wcześniejsze edycje rajdu i Tarmac Masters, ale bez rewelacji.

sobota
Na testowy przyjechaliśmy trochę na styk, bo wyjechaliśmy później niż planowaliśmy i jeszcze po drodze awaryjnie musieliśmy zahaczyć o biuro rajdu. Zaparkowaliśmy i udaliśmy się w
stronę patelni. Tu pojawił się duży zgrzyt, bo nie można było dojść bokiem do trasy tak jak zawsze. Tylko trzeba było się wrócić i kluczyć pośród drzew, cieków wodnych i błota. Po drodze oczywiście często leciało mięso. Zajęło mi to około pół godziny, więc kiedy dotarłem do trasy to zawodnicy jeździli już ponad pół godziny. Super. Chwilę postałem na patelniach i poszedłem na kolejną patelnię, gdzie spędziłem więcej czasu, bo rozmawiałem ze spotkanymi znajomymi (pozdrowienia dla Motulskiego i Martenzyta). Miejsce bez większej historii.
Później stopniowy powrót w stronę samochodu, więc nagrywałem na patelniach. Fajnie pojechał tu Terlecki: https://youtu.be/dl2SqFUpFEQ
Zejście z trasy odbyło się już w normalniejszych warunkach, bo wzdłuż drogi.
Teraz udaliśmy się do Świdnicy na strefę serwisową, gdzie przed startem zjedliśmy pizzę. Podjęliśmy decyzję o tym, że zmieniamy pierwotny plan i zamiast być dwa razy na oesie w Świdnicy, to jesteśmy na kilka pierwszych załóg w mieście i przemieszczamy się następnie do Walimia. Spotkałem kolejnego znajomego, a on do mnie z pytaniem czy wiem o której godzinie będą loty. Prosiłem żeby powtórzył pytanie, bo myślałem, że źle usłyszałem. Okazało się, że ceremonię startu pokazem miała uświetnić Grupa Akrobacyjna Żelazny.
Start był nietypowy, bo bez rajdówek zgromadziły się wszystkie załogi. Były przemówienia, hymn i wywiady z kilkoma czołowymi kierowcami. Po nich na niebie pojawiły dwa samoloty z Grupy Żelazny. Piloci dali krótki, ale treściwy pokaz i to był koniec ceremonii startu.
Udaliśmy się na ostatnie rondo przed metą i oczekiwaliśmy na start odcinka. Przejechał Kasperczyk i za chwilę było słychać komentarz spikera, że Grzyb urwał koło, co mnie bardzo zdziwiło. Później się okazało, że w wyniku uderzenia o krawężnik uszkodzeniu uległy oba tylne koła. Przez dłuższą chwilę trwała przerwa, a my się zastanawialiśmy co robić. W końcu wobec tak długiej przerwy postanowiono oes odwołać i załogi wysłać od razu do Walimia. Co ciekawe Grzyb o własnych kołach zjechał z odcinka i wydawało się, że też jedzie na start kolejnego. Ale jednak go tam nie było. Wracając do samochodu, który mieliśmy zaparkowany za metą nastąpił kolejny duży zgrzyt, bo pomimo tego, że oes był przerwany to nie pozwolono mi się przemieszczać chodnikiem przy trasie i to mimo tego, że rajdówki jechały wolno. A musiałem przejść pod dwoma wiaduktami kolejowymi. Trochę próbowałem przekonać osoby z zabezpieczenia, że oes jest odwołany, ale bezskutecznie. Powiedziano mi, że mogę obejść to miejsce bokiem. Super. Trochę kluczyłem w poszukiwaniu przejścia. Mięsa oczywiście znowu nie zabrakło. W końcu zapytałem mieszkańca i wskazał ścieżkę, którą doszedłem do linii kolejowej. Zejście znalazłem dopiero przy drugim wiadukcie. Jako ciekawostkę dodam, że ścieżka prowadziła obok fabryki majonezu świdnickiego.
Straciliśmy przez to trochę czasu, a do tego mając korek i ruch wahadłowy po drodze wydawało się, że spóźnimy się na oes. Jednak zdążyliśmy z niewielkim zapasem czasu, a później okazało się, że oes ruszył jeszcze 15 minut później niż planowano. Miejsce w które trafiliśmy było dla mnie nowością, więc podobało mi się to. Stanąłem tak, że widziałem od przodu dojazd do prawego zakrętu z ogranicznikiem cięcia. Wspomnę jeszcze o tym, że wiał dokuczliwy wiatr. Przejechał Kasperczyk i było nijako, ale kolejni kierowcy już np. wyjeżdżali szerzej i wzniecali syf z pobocza. Nowaka obróciło na wyjściu z zakrętu i musiał cofać, co udało się nagrać: https://youtu.be/XSvvPB0J30k Za chwilę Bonder też miał tu ciepło. W niektórych rajdówkach było widać rozgrzane tarcze hamulcowe. Po kilku kolejnych przejazdach przeniosłem się żeby nagrywać zakręt od tyłu i fajnie to wyglądało, bo nawet zdarzały się kółka w górze. Niestety kadr psuły taśmy. Zostałem na odcinku do przejazdów Strychalskiego i Rusina. Oczekiwanie na nich już było wyzwaniem, bo wiatr był coraz gorszy. A kiedy schodziłem do samochodu jeszcze się wzmógł, więc z ulgą się przed nim schowałem i zaraz pojechaliśmy na nocleg.

niedziela
Kiedy wychodziliśmy z noclegu robiło się pogodnie, ale wiał silny wiatr, którego tu chyba wczoraj nie było. Skoro tu wiało to obawiałem się, że podmuchy na oesach będą odczuwalne jeszcze bardziej. Ogarnęliśmy się do wyjścia wcześniej, więc zaproponowałem żebyśmy pojechali na pierwszy oes Olszyniec - Zagórze, żeby zrobić rekonesans planowanej miejscówki - przejścia przez szczyt. Znajomemu światło nie pasowało pod zdjęcia, więc mając jeszcze zapas czasu pojechaliśmy na kolejne miejsce z prądem odcinka - dwa zakręty. Pierwszy to prawy łagodniej niż dziewięćdziesiątka z cięciem i po nim prawy dziewięćdziesiąt, bym powiedział zahacz, z drzewem na wewnętrznej. Jako, że weszliśmy od drugiego zakrętu to ustawiłem się na skarpie z widokiem od przodu na drugi zakręt. Oczyma wyobraźni widziałem składające się bokiem przynajmniej Rally2. Ponownie okazało się, że mam zbyt bujną wyobraźnię, bo zakręt był przejeżdżany na okrągło. Dla mnie pod kamerę słabo. W pewnym momencie jeden z kibiców robiący zdjęcia stanął tak, że zakręt widział od tyłu. Chwilę się wahałem żeby też tam podejść. Szkoda tej zwłoki, bo z tej perspektywy miejsce wyglądało atrakcyjniej, bo widoczne było nieraz prawe tylne koło w górze i przejazdy wyglądały dynamiczniej. Na moją prośbę zostaliśmy do pojawienia się Strychalskiego.
Następnie wbrew planowi na oes Rościszów - Michałkowa Górna nie pojechaliśmy na miejsce, gdzie rajdówki wyjeżdżają z Walimia na otwarty teren (blisko wczorajszego wieczornego miejsca), tylko na hopę przez mostek. Decyzja taka została podjęta po tym jak zobaczyliśmy dzień wcześniej jak to miejsce jest zarośnięte. A hopa dla mnie była nijaka, bo owszem rajdówki skakały, ale bez szału. A trasa w pobliżu też nie oferowała alternatyw dla skoku.
Nasz ostatni oes - powtórka Olszyniec - Zagórze to hopa przy kościele znana z Tarmaca, ale tu jechana w drugą stronę, więc z krótszym najazdem. Początkowo eksperymentalnie ustawiłem się na kilka pierwszych załóg od tyłu, ale samego skoku nie było widać z powodu spadku terenu. Efektownie i chyba najszybciej ten fragment pojechał Płachytka: https://youtu.be/A-yfA7K9cS8 Po jego przejeździe przeniosłem się na widok od przodu, ale hopa w tą stronę wyglądała mizernie. Trochę postraszył w tym miejscu Bubik, który przejechał bardzo blisko murku, na którym stałem. Aż odruchowo nogę zabrałem. Na Power Stage nie jechaliśmy, bo nie zdążylibyśmy na ceremonię kwiatową, a na rozdanie pucharów bodajże do 18:00 nie mieliśmy zamiaru czekać.
Podczas tej ceremonii nagrodzone zostały tylko 3 pierwsze załogi generalki. Dodam, że kiedy Fabia Chuchały zaliczała kąpiel w szampanie to niespodziewanie przy otwieraniu butelki filtr kamery też został trochę skąpany.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » wtorek, 12 paź 2021, 23:37

19. Rallylegend 2021
Kiedy pod koniec sierpnia od kolegi, z którym był planowany wyjazd na Rallylegend dowiedziałem się, że w tym roku do niego nie dojdzie, to od razu wysłałem zapytanie do Fastera czy dysponowałby wolnym miejscem. Ale nie dostałem odpowiedzi zwrotnej. Później jeszcze powtarzałem pytanie. W połowie września dostałem odpowiedź, że ma komplet, więc raczej się nie nastawiałem, że w tym roku uda się ponownie wybrać do San Marino. Niespodziewanie Faster napisał w tygodniu przedrajdowym, że być może będzie miał wolne miejsce. Nie nastawiałem się na to zbytnio żeby się nie rozczarować. W piątek wieczorem kiedy szykowałem się na Świdnicki dzwoni Faster, że jest wolne miejsce i pytanie czy chcę jechać. Odpowiedź mogła być tylko jedna, skoro dla mnie to najlepszy rajd na świecie. Fajnie, że trzeci rok się udało :) Rzuciłem jeszcze okiem na pogodę i tu było słabo, bo przez cały rajd miało padać.

Wyjechaliśmy tak jak w zeszłym roku około 3:00 z wtorku na środę, do Rimini dotarliśmy około 17:00. Kilkadziesiąt kilometrów przed naszym noclegiem jeszcze świeciło słońce i było ciepło, ale w Rimini niestety padał deszcz i było chłodno. W czwartek mogliśmy pospać do woli. Kiedy wstaliśmy pogoda była paskudna, bo było zimno przez wiatr od morza i lało. Pojechaliśmy się pokręcić po serwisie, ale było mało rajdówek. Fajnie, że stały dwie B grupowe dwieściepiątki, jedna Evo 2, a druga w wersji Pikes Peak. To obok Quattro i Delty S4 moje ulubione B grupy. Następnie udaliśmy się na stare miasto do San Marino, gdzie trochę się pokręciliśmy, ale było to średnio przyjemne, bo deszcz nie ustawał. W końcu weszliśmy coś zjeść i się napić. Jeszcze raz pojechaliśmy na serwis, bo dopiero od 15:00 można było kupić karnety. Znowu się przeszliśmy po serwisie, ale niewiele samochodów przybyło, a deszcz wciąż padał.
W tym roku nie było Legend Show, czyli wieczornej jazdy po rondach, tylko sama ceremonia startu, na której zostaliśmy na kilkanaście pierwszych rajdówek. Nie było to zbyt przyjemne, bo cały czas padał dokuczliwy deszcz, więc z ulgą wróciłem na nocleg.

piątek
Rano w Rimini silnie wiało, ale na szczęście nie padał deszcz. Trochę czasu się zbieraliśmy do wyjazdu, więc na odcinek testowy dotarliśmy na krótko przed startem. A okazało się, że i tak ruszył z opóźnieniem. Czasami trochę padał deszcz, ale nie mocno, więc było lepiej niż wczoraj. Na początku przejazdy słabo wyglądały, ale z czasem było lepiej. Spina zaliczył ktoś w Imprezie WRC. Fajnie jeździła jakaś stara 911. Niewiele przejazdów się odbyło i na trasę wyjechała karetka, co spowodowało długą przerwę. Kiedy wznowiono przejazdy na odcinku pojawił się m.in. Maurer w Audi Quattro: https://youtu.be/bSqAkTheR64 i Łady, ale niestety niebawem zwijaliśmy się trasy. Szkoda, bo teraz miały być najlepsze przejazdy.
Pojechaliśmy coś zjeść i przed 15:00 zajęliśmy miejscówkę na oesie San Marino, który miał być jechany dopiero o 20:15. Co ciekawe, my nie byliśmy pierwsi, bo już byli tu bodajże Francuzi. Oczekiwanie nie było zbyt przyjemne, bo wiał dosyć chłodny wiatr i od czasu do czasu padał deszcz. Dlatego musieliśmy tak wcześnie czekać, bo na wieczór był zaplanowany tylko dwukrotny przejazd jednego odcinka. W odróżnieniu do zeszłego roku, kiedy łącznie wieczorem szły 4 oesy i kibice mogli się porozdzielać na dwa z nich. Ktoś to słabo wymyślił, ale ponoć w poprzednich latach wyglądało to tak samo.
Podczas oczekiwania kilkukrotnie chciano nas wyrzucić z tego miejsca, ale ostatecznie udało się zostać. Tylko zostaliśmy odsunięci od jezdni. Z czasem przybyło tu Polaków i utworzył się polski sektor. W końcu nieznośne oczekiwanie się zakończyło i oes ruszył. Zaraz na początku pojechali Paolo Diana i Frank Kelly: https://youtu.be/XGj80UK__sY , którzy zrobili show, ale nie nagrało to się zbyt dobrze, bo stałem zbyt blisko znajomego z racą. Odsunąć się za bardzo nie było jak, bo stało tu dużo ludzi. Widowiskowo pojechały oczywiście Łady. Z minusów to zabrakło chyba wszystkich B grupowych 205 i m.in. Quattro S1 Pikes Peak. Szkoda. Jeszcze większa, kiedy zapadła decyzja, że nie zostajemy na drugi przejazd. Mi też oczekiwanie dało w kość, bo byłem zmarznięty, zmoknięty i jeszcze pojawił się dokuczliwy ból pleców, ale raczej zostałbym na drugi przejazd. Wiązałem z nim nadzieję na lepsze nagrania Diany i Franka Kelly, a ponadto Biasiona w i20 Coupe WRC, którego przejazd był jednym z tych, na których gubiłem ostrość. Oczekiwanie na drugi przejazd pewnie spowodowało by powrót do Rimini około 3:00, ale i tak trochę szkoda.

sobota
Pofolgowaliśmy sobie trochę i wyjechaliśmy dopiero po 11:30, ale nie mieliśmy problemu z zaparkowaniem blisko mety stop drugiego odcinka w pętli - La Casa. Było chłodno, ale bez deszczu. Miejscówka zaplanowana przez Fastera - szeroka lewa patelnia z następującym po niej szybkim prawym zakrętem wyglądała fajnie, ale w to miejsce przyjechało wielu ludzi. Przez taki tłum pewnie musiało być klimatycznie, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca jak się ustawić żeby był fajny widok. Pomyślałem, że skoro mamy być na dwóch przejazdach tego oesu to na pierwszy poszukam czegoś innego, a na drugi wrócę w to miejsce żeby mieć bliżej do samochodu. Poszedłem pod prąd odcinka, gdzie miały być dwie patelnie rozdzielone kilkusetmetrowymi prostymi. Zainteresowała mnie pierwsza z nich, ale było tu mało miejsca i nie wiedziałem czy w ogóle można tu stać, więc początkowo ulokowałem się na skarpie kilka metrów dalej. Ale kiedy zobaczyłem, że w pewnym momencie ludzie stąd schodzą i ustawiają się za taśmą, to postąpiłem tak samo, bo myślałem, że chowają się na czas przejazdów samochodów funkcyjnych. Długo nie wracałem w upatrzone miejsce, więc niedługo zostało zajęte przez inne osoby. Postanowiłem, że ustawię się za taśmą, tuż za siedzącymi osobami i poczekam jak rozwinie się sytuacja. Przyjechały samochody funkcyjne i okazało się, że nie można tu stać. Około połowa osób opuściła to miejsce, ale beze mnie. Ja wraz z innymi kibicami odsunąłem się na kilka metrów od taśmy. Przejechała Delta Integrale pełniąca funkcję zerówki, ale start nie następował. Okazało się, że zerówka jeszcze raz sprawdzi trasę. Nie pamiętam kto kibic czy safeciarz pokazał żeby na czas jej przejazdu schować się za kampera. Kiedy Delta przejechała wszyscy wyszli i ustawili się tak jak stali wcześniej. To wszystko było możliwe dzięki przyjaznemu safeciarzowi. Oes m.in. przez to wystartował z opóźnieniem.
Stanąłem tak, że byłem w drugim rzędzie za stojącymi osobami, ale to nie był problem, bo mogłem nagrywać z wysoko uniesionych rąk. Bardzo grubo przeszedł tu Diana, który wykorzystał całą szerokość drogi. Tak widowiskowego przejazdu się tu nie spodziewałem. Wspominałem coś o braku opadów? To teraz się zaczęły i spowodowały kilka spinów m.in. Campedellego w BMW M3, czy też Csaby Kelemena w Ładzie: https://youtu.be/78j0N45gEmU . Kiedy silniej padał deszcz osoby przede mną wyciągały parasole i zasłaniały mi część drogi, więc wtedy kucałem 3 metry dalej i tak nagrywałem. Jednocześnie zerkałem czy parasole są wciąż rozłożone. Kiedy tylko znikały od razu wracałem na pierwotne miejsce. I tak 3-4 razy, bo deszcz raz ustawał żeby po kilkunastu minutach padać znowu. Fajnie udało się nagrać m.in. Quattro S1 Pikes Peak, Breena w Escorcie WRC czy też Łady. Cieszyłem się, że ta miejscówka okazała się tak widowiskowa.
Kolejny przejazd to patelnia, na którą bezpośrednio prowadziło dojście od strony mety stop. Widząc ludzi stojących na całej długości patelni za barierami na zewnętrznej myślałem, że tak można, więc szybko ustawiłem się tak żeby jak najlepiej widzieć dojście i odjazd z patelni. Miejsce chyba idealne, ale sielanka nie trwała długo, bo zaraz przyjechały samochody funkcyjne i żandarmeria i zaczęło się wypraszanie kibiców. Przesunąłem się kilkanaście metrów bliżej wyjścia z patelni i wydawało się, że tak można stać. Część kibiców przemieściła się na dojazd do patelni. Także przez to start drugiego przejazdu coraz bardziej się opóźniał. Samochody funkcyjne pojechały i wydawało się, że jest ok, ale safeciarze cały czas nalegali żeby opuścić zajmowane miejsce. Przyniosło to skutek w przypadku dojazdu do patelni. Jak zobaczyłem ludzi stamtąd wychodzących myślałem, że to już koniec także z moją miejscówką, ale w końcu safeciarze odpuścili. Przejechała tylko raz zerówka i rozpoczął się show. Szkoda, że przez opóźnienie coraz bardziej się ściemniało, bo liczyłem na więcej przejazdów przy świetle dziennym. Pierwszy pojawił się Diana i jego przejazd miał należytą oprawę w postaci rac i świec dymnych. Podobnie jak Kelly. Kilka przejazdów niestety straciłem, bo kamera w ciemności czasami miała problemy ze złapaniem ostrości. Bardzo liczyłem na przejazd Maurera w Quattro, ale niestety zjechał tu z awarią. Nawet jakiś kibic proponował jego pilotowi piwo, ale nie chciał. Niebawem zeszliśmy z oesu po przejeździe może 1/3 stawki. Trochę szkoda, ale ok potrafię to zrozumieć, bo robiło się coraz później.

niedziela
Znowu na ten dzień organizator przewidział tylko dwukrotny przejazd jednego oesu - The Legend (trasa położona pomiędzy zabudowaniami przemysłowymi). Nie podobało mi się to, że idzie tylko ten odcinek, bo w zasadzie mieli się tu zjawić wszyscy kibice. Zaplanowałem sobie, że na pierwszy przejazd wybiorę dwie szerokie lewe dziewięćdziesiątki, gdzie kierowcy śmiało mogli wchodzić bokami w zakręty. Na drugi przejazd chciałem iść na hopę. Pogoda znowu nie rozpieszczała, ale chociaż nie padał deszcz.
Kiedy szliśmy na start odcinka, to w jego stronę już zmierzał Diana, co mnie zdziwiło, bo jeszcze było ponad 40 minut do momentu kiedy powinien on wystartować. Jego Fiat 131 i chyba ze dwie Lancie Stratos jeździły już, kiedy lokowałem się na skarpie, więc w oczekiwaniu na start oesu nudy nie było. Kelly jechał samochodem przyozdobionym austriackimi flagami z napisem King Klausner, miły gest. W końcu doczekałem się Peugeota 205 Pikes Peak, ale razem z nim jechał Gigi Galli i weź tu się zdecyduj kogo nagrywać. Tak się nie robi! ;) Tradycyjnie dla odcinka na terenach fabrycznych kilku kierowców pokręciło bączki ku uciesze kibiców. Niestety dzisiaj nie jechał Craig Breen w Escorcie WRC, a Audi Maurera jechało mizernie.
Jako, że nie wiedziałem jaka będzie przerwa pomiędzy oesami, to postanowiłem, że przemieszczanie w kierunku hopy zacznę kiedy zacznie jechać drobnica zamykająca stawkę w postaci Fiata 500 i Malucha. I tak zrobiłem, ale słyszę, że jeszcze jeździ coś grubego. Okazało się, że to słowacka Łada jeszcze robiła show. Na hopie ludzi było mnóstwo, więc trochę to potrwało nim znalazłem w miarę odpowiednią pozycję do nagrań. Dostrzegłem poza trasą BMW stojące na stalowej rurze, które opuściło drogę po hopie. Wtem przyszedł sms, że za pół godziny mamy się spotkać przy samochodzie. Byłem tym zaskoczony, bo okazało się, że odpuszczamy drugi przejazd. Nie rozumiałem tego, bo pogoda była niezła i było dopiero chwilę po trzynastej, więc nie późno. Bardzo szkoda, bo hopa to miało być dla mnie najważniejsze miejsce dzisiaj. Jakbym wcześniej wiedział, że zostaniemy tylko na jeden przejazd, to od razu kierowałbym się na hopę. A tak pozostało rozczarowanie i niedosyt. Bardzo szkoda, że tak niespodziewanie zakończyło się dla mnie tegoroczne Rallylegend, ale jak jest się w grupie, to trzeba się do niej dostosować. Pewnie wpływ na tą decyzję miało to, że podczas tego wyjazdu nielekko doświadczyła nas pogoda.

Podsumowując fajnie, że niespodziewanie udało się podtrzymać serię corocznych wyjazdów na Rallylegend i być tu trzeci raz z rzędu. Bardzo podobały mi się sobotnie miejscówki, B grupy w wersji Pikes Peak, atmosfera na oesach. Na minus na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się paskudna pogoda (szczególnie w pierwszy dzień rajdu), jak dla mnie zbyt szybkie opuszczenie odcinka testowego w momencie kiedy właśnie się rozkręcał, odpuszczenie drugiego przejazdu nocnego San Marino (ale po długim okupowaniu miejscówki jestem w stanie to zrozumieć), odpuszczenie drugiego przejazdu The Legend (to mnie kompletnie zaskoczyło). Ale nie powinienem nadmiernie narzekać, bo jakby nie Faster to albo siedziałbym w domu, albo wybrał się do Rybnika na mecz żużlowy Polska kontra reszta świata. Oglądałbym filmy z San Marino i zazdrościłbym tym, którzy byli. A tak ja też tu byłem i mam nadzieję być w latach kolejnych, bo powtórzę się, że dla mnie to jest najlepszy rajd na świecie, bo chyba nigdzie indziej nie można spotkać tak wielkiej różnorodności rajdówek.

P.S.
Prawie bym zapomniał - kompilacja przejazdów Paolo Diany: https://youtu.be/5XN8y4oG6dQ
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Re: Relacje z imprez okiem kibica

Postprzez andrew88 » wtorek, 19 paź 2021, 22:03

47. Rally Košice 2021
Wiedziałem, że rajd oficjalnie ma iść bez kibiców, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. W środę w tygodniu rajdowym przeczytałem dokument organizatora mówiący o tym, że na rajd zostaną wpuszczone tylko osoby, które znajdą się na liście uczestników. Tu pojawiły się u mnie poważne wątpliwości czy jest sens jechać na Słowację, jeśli być może nie będę mógł wejść na oesy. Chciałem się wycofać z wyjazdu, ale rozmowa z kolegą przekonała mnie żeby jednak jechać.
Na rajd pojechałem z dwójką znajomych fotografów, a na miejscu miało do nas dołączyć dwóch kolejnych. W podróż na Słowację wyruszyliśmy w piątek wcześnie rano, bo po spotkaniu ze znajomymi w Koszycach, w planie był objazd wszystkich odcinków. Udało się tego dokonać, chociaż co najmniej ostatni oes był przejeżdżany przy zapadającym zmroku. Z rekonesansu wynikało, że trasa jest dosyć fajna, ale praktycznie nie było do niej dojazdów, poza dwoma oesami. Na pozostałe trzeba było wchodzić od startu lub mety. Wytypowane zostały potencjalne miejscówki, następnie pojechaliśmy na strefę serwisową, aby koledzy mogli odebrać kamizelki media. Wieczorem został ułożony atrakcyjny plan w postaci zobaczenia jutro 3 z 4 oesów.

sobota
Długiego spania nie było, bo odcinek testowy stanowiący fragment oesu Zlatnik (jechany w przeciwną stronę) ruszał już o godzinie 7:30. Przyjechaliśmy lekko spóźnieni. Czekało nas jeszcze dosyć strome podejście do trasy od strony mety, więc mimo chłodu zaczynało mi się robić ciepło. Chwilę potrwało nim znalazłem jakieś sensowne miejsce pod kamerę. Ostatecznie były dwa takie miejsca, więc całkiem nieźle względem początkowych obaw. Jedno to podchwytliwy prawy po napędzaniu ze spadania, gdzie jeszcze dodatkowo rajdówki ciągnęły trochę liści za sobą. Lubię tego typu atrakcje. Drugie to płynne zakręty na spadaniu i następujący po nich szeroki zakręt z wyciągniętym syfem z cięcia. Najbardziej efektowny przejazd z tego miejsca, który nagrałem, wykonał Jaroslav Melicharek: https://youtu.be/8W9jae4DaNI Kiedy czas naszego przebywania na testowym zmierzał ku końcowi, to od znajomego dowiedziałem się, że z prądem odcinka jest całkiem fajne dobicie, gdzie rajdówki mocno sypią iskrami spod podwozia. Niestety nie wiedziałem w którym dokładnie miejscu to było, więc na tej partii nagrałem tylko Chuchałę, kiedy schodziliśmy w stronę samochodu.
Następnie pojechaliśmy na strefę serwisową, gdzie się trochę pokręciliśmy. W moim przypadku nie trwało to długo, bo niebawem zostałem namierzony przez osobę z zabezpieczenia i poproszony o okazanie opaski na rękę. A wobec jej braku zostałem poproszony o opuszczenie strefy serwisowej. Pozostały czas wykorzystałem z dwójką znajomych na zjedzenie obiadu w wietnamskim bistro.
Po posiłku udaliśmy się na pierwszy oes - Herlany. Widząc ile samochodów było zaparkowanych na drodze dojazdowej całkowicie wyzbyłem się obaw o wejście na trasę. Miejscówką był skręt w lewo na skrzyżowaniu. Nie za bardzo miałem pomysł jak stanąć, a już chyba przejechały dwie zerówki. Znajomy wskazał miejsce w bramie, skąd widziałem najazd i trochę odjazdu ze skrzyżowania. Miejsce fajne, ale nie za taśmą, więc byłem pewien, że zaraz zostanę poproszony o jego opuszczenie. O dziwo tak jednak nie było. Bez kamizelki media w życiu bym tu raczej nie mógł stać, a tu nie było z tym problemu. Zostaliśmy do około 20 załogi, bo w planach mieliśmy kolejny oes.
Na drugi odcinek - Bogota dotarliśmy z zapasem czasu. Tu harmonogram pozwalał na zostanie do końca, czyli dla nas do ostatniej załogi HRSMP. Miejsce również było fajne, ale wolne, bo to był prawy wąski nawrót. Można było go wypuścić i wtedy rajdówki wjeżdżały na luźniejszą nawierzchnię wzbudzając tumany kurzu. A do tego jeszcze podrywane przez samochody jesienne liście. Wszystko to tworzyło fajny obrazek. Nie spodziewałem się tylko, że czołówka będzie tu jechać tak wąsko. Oczyma wyobraźni widziałem tu szerokie wyjścia bokiem. Najefektowniej to miejsce przejechała słowacka załoga w Polo Proto: https://youtu.be/SSrEi6vtUHE
Teraz znowu wróciliśmy na poprzednie miejsce. Dodam jeszcze, że po drodze zboczyliśmy trochę na stację benzynową na kawę. Tu napotkaliśmy załogę Olchawski/Wroński, która u nas już nie jechała. Okazało się, że w Audi awarii uległa bodajże pompa wody. Wracając do drugiego przejazdu Herlan to w pierwszej pętli nagrywałem skrzyżowanie od tyłu, więc teraz dla urozmaicenia od przodu. Zapadał zmrok, latarń w tym miejscu nie było, więc z czasem coraz trudniej łapało się ostrość. Dla mnie to miejsce było nijakie, bo po prostu rajdówki jechały i tyle. Żadnej widowiskości. Ponownie zostaliśmy do końca HRSMP i zwinęliśmy się na nocleg. Tu powstał plan zaliczenia w niedzielę tylko 2 oesów z sześciu. Szkoda, ale na więcej raczej nie było szans z powodu lokalizacji tras.

niedziela
Właśnie z powyższego powodu żeby dojechać na nasz pierwszy oes - Zlatnik, to musieliśmy przejechać sporo kilometrów. Weszliśmy w to samo miejsce, co na odcinku testowym, ale tym razem od strony startu. Nie chciało mi się zbytnio iść daleko i trochę leniwie chciałem zostać blisko początku trasy. Ale dalej miał zamiar iść kolega, więc mu towarzyszyłem. Pewnie gdyby nie on, to bym dalej nie poszedł, a tak dotarłem na zakręt z syfem, który znałem z testowego. Początkowo stanąłem na wyjściu z niego, od zewnętrznej. Trochę bokiem pojechał Melicharek. Później poszedłem kilkadziesiąt metrów dalej i ze wzniesienia nagrywałem zakręt od przodu. Drogę opuścił tu Gavlak: https://youtu.be/R580lj_ECY4 Zostaliśmy do ostatniego krajowego historyka i pojechaliśmy na kolejny oes.
Była nim Jahodna - zapętlony oes, zlokalizowany na obrzeżach Koszyc. Odcinek ten pasował czasowo znajomym pod metę rajdu, bo szedł jako pierwszy w pętli, a do tego było tu więcej kibiców, co lepiej wygląda na zdjęciach. Dodam, że zlokalizowany był tu start do odcinka. Dla mnie oes bez historii, bo na naszym fragmencie jechany przez prawie wszystkie załogi bez zbędnych uślizgów. Wyobrażałem to sobie inaczej. Poszedłem jeszcze na widok przejazdów przez szykanę, ale tu również było bez rewelacji. Dla mnie oes do odpisania, ale nie było raczej alternatyw dla tego miejsca. Znowu zostaliśmy do końca HRSMP.
Na metę dotarliśmy z zapasem czasu, więc tym razem w piątkę odwiedziliśmy wietnamskie bistro. Później weszliśmy na serwis, gdzie pogratulowaliśmy Miko Marczykowi zdobycia tytułu Mistrza Polski. Za kilka minut zaczęła się ceremonia mety. Jako ciekawostkę dodam, że Słowacy odegrali aż trzy zwrotki naszego hymnu. Pierwszy raz się z tym spotkałem na imprezie sportowej. Sama meta wyglądała skromnie, bo uczestniczyło w niej niewielu kibiców. Dobrze, że rampa była ustawiona blisko chodnika, bo tak dopiero byłyby pustki. Dziwnie to wyglądało, ale z drugiej strony rajd miał się odbyć bez kibiców.
Podsumowując to w zasadzie nie żałuję wyjazdu na Słowację (ale trochę zazdroszczę tym, którzy oglądali start Sobczaka w Porsche na Tarmacu), bo pogoda dosyć dopisała, miejscówki były całkiem fajne (poza powtórzeniem krzyżówki w sobotni wieczór i Jahodnej w niedzielę) i mieliśmy fajną atmosferę dzięki dołączeniu dwóch kolegów. Za rok chyba wybrałbym się tu ponownie, jeśli tylko znajomi będą chcieli jechać.
Szukam wolnego miejsca na europejskie rundy WRC. Oprócz Szwecji i Walii.
Avatar użytkownika
andrew88
A6
 
Posty: 1105
Dołączył(a): sobota, 13 kwi 2013, 20:07
Lokalizacja: Oława

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hyde Park

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości