Gdy zaczynałem się bawić w rajdy - a było to ładnych parę lat temu, gdy mój rajdowy guru Piotr Ziarko masakrował swojego Kadetta w szlachetnej walce z Jankiem Chmielewskim – miałem wrażenie, że całe środowisko nie było tak ociężałe jak teraz. Nie wiem z czego to wynika, może ze zjawiska starych dobrych czasów i może tylko mi się wydaje, ale gdy po zmasakrowaniu przydrożnej brzózki Piotrek pojawił się na strefie serwisowej pokrzywionym autem nagle... dookoła samochodu pojawiła się chmara mechaników, (nie wiadomo skąd?) którzy w mgnieniu oka doprowadzili auto do ładu i krakowski Ziarro mógł kontynuować podróż po odcinkach... Teraz? Charyzma, prośby i przekleństwa nie wystarczyłyby żeby zmobilizować sąsiednie serwisy do boju i pomocy. Przecież nikt nie będzie de facto pomagał konkurentowi, poza tym lepiej siedzieć przy grillu… Mam wrażenie, że atmosfera rajdów się zagęściła i nie jestem do końca przekonany aby to zjawisko wyjaśniać teorią finansową, która głosi, że w rajdowych pieleszach zawitało dużo bogatych zawodników, którzy swoją majętnością psują rajdową atmosferę, bo ciągle ich stać na coś lepszego… Bardziej mam wrażenie, że cały ten przykry stan rzeczy bierze się właśnie z wszelakich for internetowych, gdzie ekipy młodych gniewnych (których doświadczenie bierze się z grania na PC i kilku rajdów o puchar sołtysa wsi Cyncynopole), starych rajdowców, sezonowych fanów i innych siedzą na tyłkach i wyrabiają sobie na nich odciski tak twarde, że aż wymagające interwencji chirurgicznej... Młodzi gniewni wraz z całą zgrają pośrednich grup mają receptę na wszystko, a tą receptą jak i wszystkim jest PZM lub coś innego... Czasem – faktycznie – nie sposób nie przyznać racji, ale z drugiej strony czy to nie my (zawodnicy, kibice, mechanicy, organizatorzy) schrzaniliśmy rajdowy klimat, przez brak którego wszystkim nam rajduje się gorzej?
W trakcie mojego pierwszego startu, w 2008 roku, gdy mijaliśmy się z innymi zawodnikami na dojazdówkach – wszyscy się pozdrawialiśmy kiwnięciem ręki. Nie wiem czy zaobserwowaliście, ale ten miły zwyczaj upadł? Proszę, wytłumaczcie mi czy to wina bogatych czy PZM? Następnym dowodem na to, że to my pozwalamy na psucie się środowiska rajdowego od środka jest zjawisko, które roboczo nazwę znajomi jednego rajdu. W maju – znamy się dobrze, a w czerwcu już nikt do tej znajomości się nie przyznaje bo...? No właśnie? Bo PZM czy bo bogaci czy bo TypeR? Jeśli ktoś ma pomysł to proszę bardzo – wypinam pierś i przyjmę wyjaśnienia na klatę. A co z pomocą na serwisie? Gdy w aucie serwisowym urwał nam się wydech i mechanicy chcieli go pospawać okazało się, że nikt w całym parku serwisowym nie ma spawarki (taaaa, jasne), a jedna jedyna ekipa która ją miała (na widoku) powiedziała, że nie pożyczy ani sama nie pospawa. Na pytanie Chłopaki, ale czemu? padła odpowiedź Nie róbcie jaj.... Proszę po raz kolejny – czy to wina Typera, czy bogatych czy PZM czy burzy słonecznej (w tej chwili pewnie muszę się wytłumaczyć, że nie byliśmy załogą dupków ani nic z tych rzeczy. Nie zdążyliśmy narobić sobie jeszcze złych opinii

Niestety nie wiem jaka jest recepta na te problemy, ale jeśli sami przyglądniecie się rajdom to wydaje mi się, że dojdziecie do podobnych wniosków. Wszystkie kwestie, które poruszyłem, to kwestie, które są związane bezpośrednio z nami – z kibicami, zawodnikami, działaczami, mechanikami, miłośnikami. To nie jest wina jakiegoś tam PZM czyli szachownicy ze wstążeczką! Może warto by było się otworzyć, nauczyć się mówić proszę, poczytać coś o marketingu i reklamie, dojść do wniosku, że samym słodkim forumowym ględzeniem nie da się zdobyć miszczostfa i zrozumieć, że rajdy to nie tylko ściganie o laury, ale też po prostu weekendowa przygoda taka sama jak narciarstwo? Że droższa? Cóż… To je ralli!
Z rajdowym pozdrowieniem i bez urazy,
Z.
PS. Wiem, że to wszystko co napisałem brzmi bardzo optymistycznie i tak „z sercem na ręku”, ale cóż… Takie ma zdanie.